Wojenne „odszkodowania” dotyczą, wg prawników, relacji jednostki-państwo, a wojenne „reperacje” wyłącznie stosunków państwo-państwo. Sprawę tych ostatnich komplikuje to, że po II WŚ nie było (choć miała być) konferencji pokojowej na wzór choćby tej paryskiej (1919-1920) kończącej de facto I WŚ. Często określana, jako pokojowa konferencja poczdamska (17 lipca 1945 – 2 sierpnia 1945 r.) ni jak ma się tak do tego miana. To był wstęp, by było wiadomo o co chodzi, gdy chodzi o ogromne pieniądze, które skonkretyzuje (zapewne) wspomniany raport o stratach. Za te w prawie międzynarodowym należą się reperacje. I nie domaga się ich wyłącznie PiS. Już w marcu 2004 r. Sejm uchwałą zobowiązał „rząd Rzeczypospolitej Polskiej do wyegzekwowania od Niemiec należnych Polsce reparacji wojennych z tytułu strat i szkód, jakie Polska poniosła w wyniku planowych zniszczeń dokonanych przez Niemcy w czasie II wojny światowej i do rozpoczęcia w tym celu rozmów z rządem Republiki Federalnej Niemiec”. W uzasadnieniu do projektu uchwały napisano m.in.: „W jednostronnym Oświadczeniu Rządu Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej w sprawie decyzji Rządu ZSRR dotyczącej Niemiec z 23 sierpnia 1953 r. nastąpiło zrzeczenie się roszczeń odszkodowawczych na rzecz Polski od Niemieckiej Republiki Demokratycznej…” (choć w treści decyzji występuje słowo „Niemcy”).
W rezygnacji napisano m.in.: „Biorąc pod uwagę, że Niemcy zadośćuczyniły już w znacznym stopniu swym zobowiązaniom z tytułu odszkodowań i że poprawa sytuacji gospodarczej Niemiec leży w interesie ich pokojowego rozwoju, rząd PRL - pragnąc wnieść swój dalszy wkład w dzieło uregulowania problemu niemieckiego w duchu pokojowym i demokratycznym oraz zgodnie z interesami narodu polskiego i wszystkich pokój miłujących narodów – powziął decyzję o zrzeczeniu się z dniem 1 stycznia 1954 r. spłaty odszkodowań na rzecz Polski”. Trudno wyobrazić sobie, żeby komuniści darowali spłaty imperialistycznej NRF (jak wtedy określano w demoludach RFN). Jednak to uogólnienie może stanąć na przeszkodzie polskim, aktualnym roszczeniom.
Wychodzi na to, że (chyba) reperacje należą się Polsce, ale… Jest problem. Nawet więcej niż jeden. Przykład – otóż 14 stycznia 1946 r. w Paryżu USA, Francja i Wielka Brytania utworzyły wraz z piętnastoma aliantami zachodnimi Międzynarodową Komisję Reparacyjną. Wyznaczono wówczas procentowy udział w reparacjach zachodnich każdego z jego członków. Przy czym do reperacji wliczało się wartość przejętego majątku niemieckiego. I o tym wspominają niektórzy krytycy roszczeń wysuwanych przez obecny rząd pod adresem Niemiec, ale… Patrząc na sprawę z innej optyki, wychodzi, że nie mają oni racji, jeśli uzna się, że Polska przejęła majątek niemiecki (na tzw. Ziemiach Odzyskanych razem z nimi) jako rekompensatę za utracone (po 17 września 1939 r.) terytoria wschodnie. Polska utraciła ponad 20 proc. swego terytorium, bo 179 649 km kw. „przejął” ZSRR (co stanowiło 46 proc. przedwojennego terytorium II RP), a uzyskała „w zamian” 103 788 km kw. kosztem Niemiec (stanowiło to 33 proc. obszaru państwa w nowej wymiarze).
Nikt nie chce płacić z własnej woli. Tym bardziej, gdy druga strona sporu uważa, że nie ma ku temu podstaw prawnych. Znamienity w sprawie był głos (z 27 lipca) szef opozycyjnej CDU – Friedricha Merza. Goszcząc w Warszawie, spotkał się z prezesem PiS. – Rozmawialiśmy o roszczeniach reparacyjnych, które stale wysuwane są w Polsce. Powiedziałem (Kaczyńskiemu - SE), że nie widzimy podstawy prawnej do takich roszczeń reparacyjnych, ale widzimy za to wiele politycznych powodów, aby z polskim rządem, z Polską rozwijać projekty, służące na przykład naszemu wspólnemu bezpieczeństwu – poinformował Merz dziennikarzy…
Polecany artykuł: