Marek Król: Nie po kolei

2010-12-27 12:00

Kiedy Polacy nawet w WikiLeaks nie mogli znaleźć przecieków z rozkładu jazdy PKP, partia i rząd przystąpiły do intensywnych działań. Wykryto i usunięto człowieka, który był sprawcą grudniowego bałaganu na kolei. Okazało się, że to Juliusz Engelhardt sypał piach w tryby PKP i rzucał kłody pod nogi biegających po peronach podróżnych.

Ten perfidny szkodnik kolejowy doprowadził do zapaści na PKP w czasie, kiedy kierownictwo tego państwowego przewoźnika przebywało na "Światowym kongresie kolei dużych prędkości". Engelhardtowi odebrano zatem przed świętami kolejkę, by inni tatusiowie mogli się nią dalej bawić, niektórzy razem ze swoimi synami.

Przeczytaj koniecznie: Wszystkie felietony Marka Króla

Na wspomnianym kongresie kolei dużych prędkości, jak doniosły media, gościł redaktor Michał Tusk, pierworodny premiera. Wyjazd ten opłacili spontanicznie między innymi pasażerowie PKP czekający na szybki pociąg i pozostali podatnicy dotowanego miliardami złotych przewoźnika. Kiedy w mediach pojawiła się kąśliwa informacja o ekskursji redaktora Tuska do Chin, w jego obronie stanęła wolna prasa. Okazuje się, że Michał Tusk wyjechał na kongres do Chin, bo zobowiązuje go do tego tytuł "przyjaciela kolei". Wyróżnienie to uzyskał od PKP za promocję transportu szynowego na Pomorzu. A tak niewielu przyjaciół ma PKP, o czym świadczą wyzwiska pasażerów, którzy uparli się jechać w grudniu szybkim pociągiem.

Trzeba mieć nie po kolei, by imputować, że Michał Tusk pojechał na chiński kongres jako syn premiera. Rodzima redakcja "Gazety Wyborczej" broni go przed nieodpowiedzialnymi żurnalistami, którzy ośmielili się epatować informacją o wyjeździe eksperta kolejnictwa Tuska na kongres. "Dziennikarzom tych mediów" - napisał naczelny "GW" w Trójmieście - "trudno uwierzyć, że syn premiera naprawdę interesuje się tym, o czym pisze". Trudno w to może uwierzyć, co pisze redaktor "Gazety" należący do naczelnych, kiedy oświadcza, że Michał Tusk jest "dłużej dziennikarzem niż synem premiera i będzie dziennikarzem, kiedy jego ojciec przestanie być premierem". Redaktorowi "Gazety" chciałbym przypomnieć, że długość nie jest tak ważna, jak technika, o czym przekonują nas od lat seksuolodzy i mądre kobiety.

Patrz też: Katastrofa smoleńska. Potencjalne powody ...

Rozumiem, że każdy tatuś lubi się pobawić z synem kolejką i premierowi nie można odmawiać tej przyjemności, zwłaszcza kiedy nie musi za to płacić. A kiedy Tusk przestanie być premierem, to tę bolesną dla organu partii i rządu stratę zrekompensuje Michał Tusk, "ekspert od dróg, komunikacji miejskiej i kolei", jak informuje "GW".

Po cóż więc epatować społeczeństwo nieodpowiedzialnymi informacjami o wyjeździe syna premiera na kongres do Chin, kiedy wyjechał tam zwykły redaktor "Gazety" i w dodatku ekspert. PKP potrzebuje ekspertów w gazetach, dlatego nie szczędzi środków na ich kształcenie, by rosła nam armia przyjaciół kolei w wolnych mediach. Pracuje nad tym armia przyjaciół rządu i partii w mediach i ich też trzeba by wysłać do Chin. Niech jadą na kongres wolnych mediów, wolnych od nieprzyjaciół rządu i partii.

Trzeba mieć nie po kolei, by niszczyć pociąg do rządu i partii w tak trudnym dla PKP okresie tworzenia zrębów kolei dużych prędkości. Trzeba mieć nie po kolei, by wytykać premierowi, że jedynego syna oddał służ-bie PKP i kolei dużych prędkości. Trzeba mieć nie po kolei, by dla doraźnych celów medialnych niszczyć zabawę taty z synem kolejką. I na koniec, trzeba mieć nie po kolei, by nie dostrzec, że w kraju jest po kolei.