"Super Express": - Jeżeli celem Sejmowej Komisji Śledczej ds. Afery Hazardowej jest wyjaśnienie jej przyczyn, to na jakim etapie obecnie się znajduje?
Wawrzyniec Konarski: - Komisja, w której skład wchodzą politycy partii rządzącej i opozycji, jest forum walki partyjnej - owa walka przesłania idealistyczny cel, który zawarł pan w swoim pytaniu. Ukrytym celem było znalezienie haków na tych czy innych polityków. Ten cel nie został osiągnięty. Komisja jest obecnie w stanie swoistej zadyszki. Ci, którzy mogliby być posądzani o to, że są sprawcami przecieku - czyli np. premier - nie potwierdzają tego. Teraz komisja jest już głównie trampoliną dla części zasiadających w niej osób, umożliwiającą im utrzymanie stosownej, znaczącej pozycji w świecie odbioru medialnego.
- Czyli beneficjentami czasu, który media poświęcają przesłuchaniom, nie będą miliony Polaków ani prawda, której pragną...
- Nie. Już sporo zyskał poseł Arłukowicz. Tak jak we wcześniejszych komisjach stało się to udziałem: Rokity, Ziobry czy Nałęcza. Dlatego obawiam się, że nie chodzi tu o prawdę czy sprawiedliwość.
- A jeżeli znajdą się twarde dowody potwierdzające kluczową rolę Marcina Rosoła w przecieku?
- Mamy do czynienia z poszukiwaniem kozła ofiarnego. Miara polityczna osób, które do tej pory zeznawały, odżegnując się od posądzeń o przeciek, była nieporównanie większa od niego. Jeżeli jest winny, to wcale nie oczyszcza Drzewieckiego, gdyż polityk musi być ekspertem w doborze ekspertów, a zwłaszcza w doborze współpracowników, którzy pracują z nim na bieżąco. Jeśli w tej kwestii polityka zawodzi intuicja, to znaczy, że na polityka się nie nadaje. Przyjmijmy więc na chwilę, że Rosół rzeczywiście jest sprawcą przecieku. Przecież cała wina nie może być przypisana wyłącznie jemu, ponieważ już samo to, że mają miejsce sytuacje, w których ważni politycy prowadzą rozmowy podejrzanego autoramentu z ludźmi o dużej randze w biznesie, kładzie się cieniem na znaczącą część tzw. klasy politycznej. Politycy nie potrafią tego wiarygodnie wytłumaczyć. Weźmy zeznania Grzegorza Schetyny: na ich podstawie możemy stwierdzić, że ma on świetną pamięć przestrzenną, natomiast zdecydowanie gorszą, jeśli chodzi o umiejscowienie zdarzeń w czasie.
- Z czego to wynika?
- Wielu polskich polityków nie posiada umiejętności mentalnego skonsumowania sfery władzy, której skala nierzadko ich samych zaskakuje.
- I właśnie to jest przyczyną spotkań Zbysiów i Rysiów na cmentarzach?
- Niestety tak. Politycy nie potrafią dobierać stosownych słów do stosownych sytuacji, a sferę publiczną mają za prywatny folwark. Nie potrafią też godzić się z porażką.
- Jak pan ocenia kondycję polskiego systemu sprawiedliwości?
- Działa opieszale, jest niewydolny. Tego typu kwestie jak afera, kolokwialnie zwana hazardową, powinny być rozstrzygane przez sądy. Jednak skoro wciąż pojawiają się postulaty nawołujące do tworzenia nowych sejmowych komisji śledczych - z intencją, by stały się panaceum na słabości istniejących paralelnie instytucji systemu prawnego - dowodzi to tego, że polskie sądy nie radzą sobie z wypełnianiem swoich obowiązków. Ale komisje ich w tym nie odciążą, bo są głównie forami, na których mają miejsce spektakle dla mediów i szerzej - opinii publicznej. Nawet komisja ds. afery Rywina nie wyjaśniła wszystkiego, choć uchodzi za relatywnie modelową. Apele polityków o to, żeby powoływać wciąż nowe i nowe komisje śledcze, są wyrazem swoistej impotencji polskich elit, które nie są w stanie wyciągnąć wniosków z dotychczasowych porażek i skoncentrować się na wzmocnieniu polskiego systemu prawnego. Bo skoro się apeluje o to, żeby powoływać kolejne komisje, to znaczy, że unika się odpowiedzi na pytanie zasadnicze: dlaczego system prawny w Polsce działa tak ślamazarnie?
- Powtórzmy: dlaczego system prawny w Polsce działa tak ślamazarnie?
- Chociażby dlatego, że nie dysponujemy koherentną i powszechnie akceptowalną, zwłaszcza pod kątem oceny wyroków, kulturą prawną, a korupcja - co znajduje potwierdzenie w światowych rankingach - jest u nas wciąż zjawiskiem mocno zakorzenionym. "Swoim" dajemy przyzwolenie do działań, które są w sensie prawnym działaniami niedopuszczalnymi, ale nie zgadzamy się na to samo, obserwując postępowanie tych, których uważamy za "obcych". To jedna z podstawowych cech specyficznych polskiej polityki: brak krytyki wobec tego, co robią właśnie ci określani jako swoi i nadmierna krytyka wobec tego, co robią obcy.
- Myślenie iście plemienne...
- Trybalizm polityczny jest w Polsce bardzo silny. To swoiście plemienne podejście do rozumienia swojskości i obcości przekłada się na stosunek do orzeczeń ważnych instytucji Temidy, w których gestii pozostaje rozstrzyganie sporów prawnych. Spójrzmy na naszą rzeczywistość: najwyższym rangą osobom w państwie zdarza się - w mniej lub bardziej zawoalowanej formie - krytykować orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego czy odnosić się do nich sceptycznie.
- Ryba psuje się od głowy...
- Jest to przykład destrukcyjny dla reszty obywateli, którzy czują się zwolnieni z aprobaty czy przynajmniej przyjęcia do wiadomości dotyczących ich wyroków sądowych, uważając, że są one dla nich niesprawiedliwe.
Prof. Wawrzyniec Konarski
Politolog, wykładowca SWPS i Uniwersytetu Warszawskiego