Łukasz Kamiński: Nie będę się kierował tym, by się wszystkim podobać

2011-06-14 4:00

Przyzwyczajmy się do tego, że historia budzi spory - mówi nowy szef IPN Łukasz Kamiński.

"Super Express": - Aleksander Kwaśniewski wyraził na łamach "Super Expressu" nadzieję, że to właśnie pan zostanie prezesem IPN. Pana kandydaturę poparły zwaśnione jak nigdy dotąd PO i PiS, co zostało już okrzyknięte swoistym cudem w polskiej polityce.

Dr Łukasz Kamiński: - To rzeczywiście niezwykłe wydarzenie. Tym bardziej że elementem ich wojny był spór o IPN. Dlatego bardzo się cieszę, że obie strony w tej sprawie mają to samo stanowisko.

- Historia najnowsza łatwo polaryzuje opinię publiczną, nie obawia się pan, że któraś z tych partii skoczy panu do gardła zaraz po którejś z pierwszych pana decyzji?

- Moje pierwsze decyzje będą związane z sytuacją wewnętrzną w IPN. Nie sądzę, aby przykuły uwagę polityków. A do tego, że historia budzi emocje i spory, powinniśmy się po prostu przyzwyczaić. To naturalne zjawisko, ważna jest za to kultura dyskusji.

Przeczytaj koniecznie: Prof. Antoni Dudek: Łukasz Kamiński będzie najlepszym prezesem IPN

- Chyba najbardziej popierał pana prof. Antoni Dudek. Mówi się nawet, że jako pański autorytet będzie miał duży wpływ na decyzje nowego szefa IPN...

- Z prof. Dudkiem przyjaźnimy się od wielu lat. Choć nasze spojrzenie na historię najnowszą jest podobne, w wielu kwestiach się różnimy. Inne są też nasze role w IPN. On jest członkiem Rady, a ja będę ją traktował jako całość, nikogo nie faworyzując.

- Powiedział pan niedawno, że nikt dotąd nie zanegował tezy, że Lech Wałęsa to TW "Bolek", a potem nagle się pan z niej wycofał. Dlaczego?

- Uznałem, że to był błąd. Jako kandydat nie powinienem był recenzować poszczególnych książek. Teraz jako prezes też nie będę. Będę za to dbał o to, aby sprawnie funkcjonował system recenzyjny wewnątrz Instytutu, aby książki były na wysokim poziomie merytorycznym i spełniały wymogi warsztatowe.

- Takiej świetlanej przyszłości nie ma jednak przed sobą pion śledczy IPN. Sąd Najwyższy, a potem prokurator generalny Seremet uznali, że przestępstwa funkcjonariuszy MO i SB z lat 70. i 80. przedawniły się w 1995 roku. Zgodnie z tym IPN będzie mógł sądzić jedynie zabójstwa i pobicia ze skutkiem śmiertelnym?

- To zbyt radykalne ujęcie. Jeśli jakieś przestępstwo jest zagrożone większą sankcją niż pięć lat więzienia, to wówczas sprawca nadal może być ścigany. A nie tylko zabójstwa są zagrożone karą większą niż pięć lat. Natomiast w roku 2020 rzeczywiście wygaśnie możliwość ścigania wszystkich zbrodni komunistycznych, które nie zakończyły się śmiercią ofiary.

- W jaki sposób ta uchwała wpłynie na działania śledcze IPN?

- Już wpłynęła. Została umorzona około jedna czwarta wszystkich śledztw w sprawie zbrodni komunistycznych. Naturalną koleją rzeczy działalność naukowa i edukacyjna będzie więc odgrywać coraz ważniejszą rolę.

- Jak pan ocenia swych poprzedników i ich różne wizje funkcjonowania IPN?

- Każdy z nich wniósł coś bardzo ważnego. Leon Kieres zbudował podstawy tej instytucji. Można powiedzieć, że powstała ona z niczego, na surowym gruncie. Przeprowadził też Instytut przez bardzo trudny okres rządów SLD w latach 2001-2005. Natomiast Janusz Kurtyka niewątpliwie zdynamizował działalność IPN. I tę dynamikę chciałbym zachować.

- O Leonie Kieresie mówi się, że popierany przez wszystkie siły polityczne poza postkomunistami chciał im wszystkim dogodzić. I dlatego był ograniczony w swych decyzjach. Pan się nie boi, że wpadnie w taką pułapkę?

- W swym postępowaniu na pewno nie będę kierował się tym, by się wszystkim podobać. Będę realizował ustawową misję IPN. Moim zadaniem jest zapewnienie wolności dyskusji o historii najnowszej i jej wysokiego poziomu. Mam oczywiście własną wizję historii, ale - z lekkim bólem - zostawię ją dla siebie.

- Przyzna pan, że w tym dążeniu do zachowania równowagi między różnymi podejściami do historii bardziej pan przypomina Leona Kieresa niż Janusza Kurtykę?

- Gdy za prezesury Kurtyki kierowałem przez rok Biurem Edukacji Publicznej, nie odczuwałem jakiegoś ręcznego sterowania czy narzucania Instytutowi jego wizji. Pluralizm wewnętrzny i różnorodność istnieją w IPN już od dawna. Może nie były zauważane w debacie publicznej, która szła dość wąskimi torami. Ludzie postrzegają okres prezesury Janusza Kurtyki przez pryzmat kilku głośnych wydarzeń, a nie tego, co się realnie na co dzień w IPN działo.

- Nie wszyscy byli panem zachwyceni. Jak pan przyjął zarzut Wojciecha Mazowieckiego, że zajmując się dziejami opozycji antykomunistycznej, rozpisywał się pan na temat "Solidarności Walczącej", a zlekceważył rolę KOR?

- Szkoda, że pan redaktor Mazowiecki nie zauważył tego, że jestem współredaktorem dużego tomu dokumentów poświęconego rozpracowywaniu KOR. Zamiast tego wybrał w dość specyficzny sposób kilka cytatów z kilku moich publikacji, które pasowały do jego tezy. Ale nawet jakbym się w ogóle nie zajmował KOR, to zarzut też jest chybiony. Przecież można zajmować się tylko jednym wycinkiem historii. Wadą naszej debaty wokół najnowszej historii jest to, że gdy ktoś uzna zasługi jednej organizacji, to uważa się, że automatycznie wyklucza zasługi innych. Tymczasem w naszym wielkim zwycięstwie nad komunizmem każdy odegrał jakąś rolę i ma mniejszą lub większą zasługę.

Dr Łukasz Kamiński

Historyk, prezes Instytutu Pamięci Narodowej