„Super Express” dotarł do wiadomości, jaką w mediach społecznościowych rozsyłają sobie nauczyciele. „W dniach 17-21 grudnia bierzemy zbiorowe L4. Żądamy podwyżki 1000 zł od lutego 2019 r. Jeżeli rząd nas nie wysłucha, akcję powtarzamy po Nowym Roku…. Chociaż raz zawalczmy o swoje. Odwagi! Damy radę! - zachęcają organizatorzy akcji. Ich masowa nieobecność w szkołach może sparaliżować naukę.
Spośród 24 tys. osób, które odpowiedziały dotychczas na anonimowe ankiety Związku Nauczycielstwa Polskiego, absolutna większość opowiedziała się za L4 jako najskuteczniejszym sposobem na wywalczenie podwyżek. Te, które MEN wypłaca im w transzach, są żenująco niskie. - Nauczyciel dyplomowany po 20 latach pracy po tegorocznej podwyżce nadal zarabia poniżej 4 tys. zł brutto. Między jego pensją a średnią krajową jest tysiąc złotych różnicy. Jedna z sieci handlowych ogłosiła niedawno, że pracownikowi z 3-letnim stażem oferuje 4300 zł, a nauczyciel z podobnym stażem zarabia o połowę mniej. Nie chcemy byle jak zarabiać i być traktowani jak chłopcy do bicia – oburza się Sławomir Broniarz (60 l.), prezes ZNP. MEN upiera się przy swoim. - W styczniu 2019 r. będzie podwyżka i w styczniu 2020 r. kolejna. To da podnoszoną przez związek kwotę 1 tys. zł – powtarza uparcie Anna Zalewska (53 l.). Nauczyciele nie chcą jednak tak długo czekać.