Nabijam reputację

2009-08-07 4:30

O swoim i cudzym dorobku literackim, krytykach i nagrodach specjalnie dla "Super Expressu" opowiada Jacek Dukaj, najzdolniejszy wśród młodych polskich pisarzy

"Super Express": - Obsypał pana deszcz nagród literackich. Wkrótce w Brukseli wręczenie kolejnej. Twórcy fantastyki zdarza się to pierwszy raz od czasów Stanisława Lema.

Jacek Dukaj: - Są takie nagrody, które przyznają głównie krytycy, ale o tych najgłośniejszych decydują inaczej skomponowane gremia. Nagradzanych pisarzy dotyczą zasady znane z gier typu RPG. Trzeba sobie nabić wystarczająco dużo punktów "doświadczenia", "reputacji", by przejść na wyższy poziom. Wtedy z definicji masz większą siłę przebicia (współczynniki idą ci do góry), bez względu na to, co akurat napiszesz. Raz osiągniętego poziomu utracić nie można, bo nie przewidziano takiego mechanizmu w grze.

- Pisarze science fiction nie nabili sobie tej reputacji?

- W tej chwili science fiction pisze się bardzo mało. Masowo powstają różne mutacje fantasy. Nie ukrywam, że średnia jakość tej literatury po 2000 roku mocno niestety spadła. Przed 1990 r. fantastyka występowała jako beletrystyka dla inteligencji technicznej, także trochę filozofująca (dzięki Lemowi). Również jako literatura antytotalitarna. Dziś jest to typowa literatura dla młodzieży. Liczy się szybka fabuła, fajni bohaterowie, dowcipny język. Mam wrażenie, że o ile dawna, Lemowska, fantastyka w jakiś sposób definiowała umysłowość czytelnika na całe życie, o tyle z tej współczesnej fantastyki wyrasta się w pewnym wieku bez śladu. Nie sądzę, by nagroda dla mnie pomogła otworzyć krytyków na fantastykę. Akurat "Lód" i, po prawdzie, większość moich rzeczy są mało reprezentatywne dla fantastyki. Za co regularnie zbieram cięgi od niezadowolonych fanów.

- Nasi krytycy demonstrują dumę z niechęci do literatury fantastycznej. Tymczasem np. brytyjscy uznają książki Tolkiena za jedno z najwybitniejszych osiągnięć literackich, w jednym rzędzie z Szekspirem.

- Pogarda dla literatury operującej estetyką i konwencjami młodszych pokoleń jest faktem. Dotyczy to zresztą wszystkich nowych mediów. Po prostu musi tu nastąpić wymiana generacyjna. Jesteśmy w tych procesach jakieś 30 lat za Zachodem. I nie da się tego przyspieszyć. W USA też trzeba było czekać na awans ludzi wychowanych w nowej kulturze. Biologia decyduje o postępie w dziedzinach humanistycznych.

- Jak w Polsce zostaje się pisarzem?

- Pomijając wariatów, straceńców i geniuszy, do których przemówił z nieba Bóg, droga jest jedna: rób swoje za dnia (studiuj albo pracuj), a pisz jako hobby. Kiedy zaczniesz na hobby zarabiać więcej niż na pracy, możesz pomyśleć o zamienieniu ich miejscami. Ale naprawdę mamy wciąż tak płytki rynek książki, że to rzadkie przypadki. Sam nie nadaję się na wzorzec, bo zacząłem publikować jako piętnastolatek. I przecież nijak nie planowałem wtedy zostania pisarzem. Pisarze to byli siwi, nudni panowie z legitymacjami jak u Bułhakowa. Sam natomiast zajmowałem się głównie pożeraniem książek. Od Lema do Conrada.

- Ma pan łatwość tworzenia nowych światów i postaci. Wielu autorów, kiedy pomysł zaskoczy, decyduje się na wielotomowe sagi.

- Setnie bym się tym znudził. Zamykanie się w jednej scenerii czy postaci jest też niebezpieczne, zwłaszcza na początku drogi pisarskiej. Młody autor powinien się rozwijać, poszukiwać. W fantastyce cykle powieściowe cieszą się popularnością z uwagi na silny czynnik "wżycia się" w fikcyjny świat. Często funkcjonują one niezależnie od autorów. Czy Tolkien stworzył Śródziemie, czy je odkrył? Stąd tak mocne przełożenie fantasy i science fiction na nowe media, zwłaszcza gry komputerowe.

- W USA pańskimi powieściami szybko zająłby się przemysł filmowy. Czy zmasakrowany, a łatwiejszy do ekranizacji "Wiedźmin" Sapkowskiego zniechęcił pana do polskiego kina?

- "Wiedźmin" trafił w zły czas polskiej kinematografii. Dziś miałby szansę wyjść znacznie lepiej, choć na pewno nie dorównałby wyobrażeniom z lektury książek. Nasz biznes medialno-filmowy profesjonalizuje się jednak potwornie szybko. Co prawda wciąż powstaje głównie badziewie dla mas, ale jest to już badziewie bardziej profesjonalne. Nie mam jakichś oporów przed oddawaniem tekstów w ręce filmowców. Może poza kilkoma utworami, do których jestem szczególnie przywiązany. Prawie wszystkie moje teksty wymagałyby jednak wysokobudżetowych produkcji, na które u nas nie ma pieniędzy. To "literatura szerokoekranowa". Są takie zdania, na których sfilmowanie potrzeba milion dolarów. Fachowców doczekamy się w naszym kinie prędzej niż takich budżetów.

- Nie sposób pominąć pytania o rozmiary "Lodu". Wydawcy nie obawiali się reakcji czytelników na powieść liczącą ponad tysiąc stron?

- Ci sami czytelnicy chętnie sięgają po przekłady zachodnich cegieł. Nawet ostatnie "Pottery" to grubaśne tomy, a dzieci i dorośli za nimi przepadają. Nie odwracają im się gusta, gdy zobaczą polskie nazwisko na okładce. Nie utożsamiajmy też wydawców z czytelnikami. "Lód" pisałem dla Wydawnictwa Literackiego i nie obchodziły mnie inne opinie. Moim zdaniem polscy czytelnicy lubią mocne, dopracowane narracje. Problem w tym, że polscy autorzy im ich skąpią, więc nadbudowuje się nad tym ideologie i teorie estetyczne.

- Mówi pan, że we współczesnej Polsce brakuje istotnych powieści, aż proszących się o napisanie. Czy dorobek III RP da się porównać z międzywojniem?

- Nie mam dobrego zdania o literaturze polskiej ostatniego 20-lecia. Patrząc zupełnie ahistorycznie, dwie rzeczy z międzywojnia chętnie bym zaimportował. Po pierwsze, tradycję językową. Wtedy umiejętność posługiwania się językiem stanowiła powszechną miarę wykształcenia i precyzji myśli. Dzisiaj ulica, młodzież, dziennikarze, politycy mówią tak samo, równając do ulicy. Do niej równa też literatura. Po drugie, ówczesne rozumienie literatury w pełnym spektrum, od komercji "dla kucharek" do narodowych eposów. Mam duży szacunek dla Dołęgi-Mostowicza, który zasadniczo produkował czytadła dla pieniędzy. Zdarzyło się jednak, że wypłynęła z niego wielka polska powieść: "Kariera Nikodema Dyzmy". Kto później wycisnął w prozie taką esencję polskiej mentalności? Chyba tylko Gombrowicz. Dołęga miewał też inne przebłyski. W "Braciach Dalcz i S-ka", prymitywnym romansidle, ukazał model wojen kapitałowych, jakimi dziś ekscytują się najlepsi autorzy thrillerów korporacyjnych.

Jacek Dukaj

Pisarz, laureat m.in. Nagrody Kościelskich (dla młodych pisarzy) i wręczanej przez Komisję Europejską Europejskiej Nagrody Literackiej (za powieść "Lód")