Sierżant Mateusz Sitek został pochowany 12 czerwca w rodzinnej miejscowości Nowy Lubiel. O 12:00 tego dnia w całym kraju rozbrzmiały syreny pojazdów służbowych - w ten sposób funkcjonariusze oddali cześć żołnierzowi. Tego dnia pojawiła się także publikacja "Gazety Wyborczej", według której wojskowy nie miał na sobie tzw. lekkiej kamizelki chroniącej przed ciosami nożem, podobnie jak większość żołnierzy patrolujących polsko-białoruską granicę.
Na publikację zareagowało Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych, które odpowiada między innymi za wyposażenie wojskowych. - Śp. sierż. Mateusz Sitek ugodzony nożem na granicy był wyposażony zgodnie z przepisami, podobnie jak wszyscy żołnierze pełniący wówczas służbę - napisano na Twitterze.
Wymieniono także, w co według obowiązującego kodu, miał być wyposażony każdy wojskowy. - 28 maja br. na omawianym odcinku polsko-białoruskiej granicy obowiązywał kod wyposażenia "lekki". W jego skład wchodzą m.in. hełm, kamizelka taktyczna, broń z amunicją strzelecką, pakiet medyczny IPMed, gaz pieprzowy, tarcza policyjna, oraz okulary ochronne - czytamy.
Ponadto Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych podało, że sierżant Mateusz Sitek działał w dwuosobowym patrolu gdy został zaatakowany. Zaprzeczono także, by wojskowy miał usuwać lewarek, którym migranci chcieli rozciągnąć zaporę, jak podano w "Gazecie Wyborczej".
- Śp. sierż. Mateusz Sitek nie podejmował próby zrzucenia lewarka służącego do rozgięcia zapory stałej, jak to opisano w artykule, a jedynie ubezpieczał swojego kolegę prowadzącego inne działania - opisało DGRSZ.
Poinformowano także o zmianie kodu wyposażenia z "lekkiego" na ciężki", co oznacza, że żołnierze powinni używać na przykład kamizelek kuloodpornych z wkładem balistycznym. Decyzja miała być podyktowana ryzykiem wzrostu wrogich incydentów na częściach odcinków.
W naszej galerii zobaczysz pogrzeb sierżanta Mateusza Sitka: