"Super Express": - Premier Beata Szydło zawahała się, mówiąc o tym, że 500 zł przyznawano by wszystkim drugim i kolejnym dzieciom w rodzinie. Pytana o taki próg podatkowy stwierdziła, że "to jest dobry temat do dyskusji".
Prof. Jerzy Żyżyński: - Tę wypowiedź traktowałbym wyłącznie jako sondaż. Moim i nie tylko moim zdaniem wprowadzanie takiego kryterium, czegoś w rodzaju progu dla najbogatszych, nie ma sensu i rząd raczej nie skłoni się ku temu rozstrzygnięciu.
- Dlaczego?
- Nie warto tego robić, gdyż tych najbogatszych jest w Polsce naprawdę niewielu. Drugi próg podatkowy, naprawdę niezbyt wysoki, płaci zaledwie 5 proc. Polaków. W czasach, w których istniał trzeci próg podatkowy dla najlepiej zarabiających obywateli, płaciło go zaledwie 1 proc. To niewielka grupa, z punktu widzenia budżetu nieistotna. Zbyt mała, żeby było warto wprowadzać jakieś progi przyznawania 500 zł na dziecko.
- Dlaczego?
- Komplikacje, które z tego wynikną, są zbyt duże. Chodzi mi zarówno o koszt obsługi weryfikacji tych wyższych dochodów, jak i rozwiązanie problemu tych, którzy znaleźliby się na granicy progu i mogli te świadczenia stracić. Ponadto niewielu z tych najbogatszych naprawdę zada sobie trud sięgnięcia po te pieniądze.
- Odnieśliśmy też wrażenie, że rząd powoli wycofuje się z obietnicy zrealizowania 500 zł na każde dziecko już w ciągu pierwszych 100 dni rządu Beaty Szydło.
- Niekoniecznie, to kwestia tego, w jakim czasie uda się dopracować szczegółowe zapisy tej ustawy. Na przykład ja byłbym za rozważeniem, czy nie lepiej byłoby pomoc w formie 500 zł na każde dziecko przekazywać w innej formie niż gotówka.
- To nie byłoby złamanie obietnicy?
- Nie. To tylko moja opinia, ale namawiałbym do zastanowienia się, czy nie lepiej byłoby przekazywać bony o wartości 500 zł przeznaczone na jakiś konkretny cel. Na przykład wyłącznie na żywność, ubranka, naukę języków, komputer dla dziecka, wycieczki szkolne itp. Rozumiem zarzuty tych, którzy mówią, że te 500 zł może trafić do rodzin patologicznych i one to przepiją. Albo ktoś rozdysponuje to w inny sposób, niekoniecznie ku pożytkowi dzieci. Ktoś powie, że takich rodzin jest niewiele. Owszem, niewiele, ale w każdej z tych konkretnych rodzin byłoby pokrzywdzone dziecko.