Monika Kurska

i

Autor: Marcin Gadomski

Monika Kurska: "Mojego syna wykorzystano" (...)

2020-08-10 5:41

Zdzisław Kurski (29 l.) , syn Jacka Kurskiego (54 l.), miał przed laty molestować seksualnie 9-letnią dziewczynkę, Magdalenę Nowakowską – informowała w lipcu “Gazeta Wyborcza”. Do molestowania miało dochodzić w latach 2009-2012, a Nowakowscy wtedy przyjaźnili się z rodziną Kurskich. Na łamach “SE” Zdzisław Kurski stanowczo zaprzeczył informacjom zawartym w artykule i zapowiedział podanie autorów do sądu. Teraz w tej bulwersującej sprawie głos zabiera Monika Kurska, matka 29-letniego Zdzisława Antoniego.

“Super Express”: Od czasu pierwszej publikacji dotyczącej pani syna upłynęły ponad 2 tygodnie. Jak od tego czasu zmieniło się życie pani oraz pani syna?

Monika Kurska: Każdy może być celem pomówienia przez niegodziwca lub niezrównoważonego psychicznie oszczercę. O kradzież, gwałt, czy inne dowolne niewyobrażalne rzeczy. Nikt nie jest zabezpieczony przed agresją i podłością fałszywego oskarżenia. Nikt. Co by pani zrobiła, gdyby ktoś na pani temat opublikował zmontowane zdjęcia i materiały? I jeszcze skierował w tej sprawie zawiadomienie do prokuratury? Można tylko zaprzeczyć i ufać w nierychłą sprawiedliwość ziemskich wyroków. Ale co człowiek niewinny przeżyje, można sobie tylko wyobrazić. A gdy jeszcze potworne oskarżenia padają publicznie, na całą Polskę, z imienia i nazwiska…to straszne i bolesne.

Rozumiem, że jako matka wierzy pani w niewinność syna. Jednak czy nie lepiej, by o ewentualnej winie czy niewinności rozstrzygnął sąd?
- Ależ te bzdury na temat mojego syna były już rozpatrywane przez wymiar sprawiedliwości. Biegli sądowi w prokuraturze gdańskiej orzekli, że wymysły Magdy Nowakowskiej nie są wiarygodne i nie mogą stanowić podstawy oskarżenia przeciwko mojemu synowi. Chcę tu podkreślić, że ani ja, ani prokuratura, ani Jacek Kurski nie mieliśmy żadnego wpływu na to, by ta sprawa nie znalazła swojego epilogu w sądzie. Była to decyzja Nowakowskich, którzy mogli już dawno skierować subsydiarny akt oskarżenia do sądu, ale tego nie zrobili, bo bali się przegranej. Woleli gonić i szczuć mego syna niż spotkać się z nim na sali sądowej.

Wasze rodziny przyjaźniły się. Magda Nowakowska powiedziała ostatnio w „Gazecie Wyborczej”, że „została zgwałcona przez kogoś, kogo traktowała jak brata”. Jak pani pamięta Magdę i jej relacje z pani synem?
- Magda Nowakowska od wczesnych lat miała wybujałą wyobraźnię i skłonności do konfabulacji, za którą była podziwiana przez rodziców, starszą siostrę i całą rodzinę. Od małego uwielbiała być w centrum uwagi. Wymyślała różne historyjki, w których była głównym bohaterem, centralną postacią. Robiła przedstawienia z samą sobą w roli głównej. Ściągała w ten sposób uwagę rodziny. Rodzice uwielbiali oglądać te przedstawienia, chwalili się tą jej umiejętnością, zachwycali się Madzią i dziewczynka była nagradzana gromkim aplauzem i wybuchami śmiechu. Uwielbiała być w centrum uwagi rodziny, chwalona i podziwiana przez wszystkich.

Mój były mąż w drastyczny sposób wyrzucił jej ojca z pracy, pozbawiając rodzinę Nowakowskich dochodów. Wiem, jak bardzo Jacka Kurskiego tam znienawidzono. Magda to wszystko latami chłonęła. Atmosfera krzywdy i nienawiści, jaka panowała w jej domu plus wybujała fantazja, na którą jeszcze nałożył się problemy rodzinne – wszystko to razem według mnie wykrzywiło dojrzewającą dziewczynkę. W Danielinie (leśniczówce, w której miało dojść do molestowania – red.) nigdy dzieci nie pozostawały bez kontroli rodziców. Nigdy, podkreślam nigdy, dzieci nie wykazywały jakichkolwiek niepokojących oznak. Nigdy drzwi do pokojów nie zamykano. Czas spędzaliśmy wspólnie z dziećmi, które nigdy nie pozostawały same. Nigdy nikt nie stwierdził najmniejszych problemów dotyczących dzieci. To, co opowiada Magda, to wyobrażenia, fantomy, których nikt nigdy nie widział, nie słyszał, i o których nie było w ogóle mowy.

Czy pamięta pani chwilę, gdy dowiedziała się pani od matki Magdy, Anny Nowakowskiej, o całej sprawie? Jak wówczas pani zareagowała?
- O sprawie Magdaleny dowiedziałam się z maila Nowakowskiej cytowanego w prasie. Nie miałam o niczym pojęcia. Byłam w głębokim szoku i totalnej rozpaczy. Płakałam bardzo długo. Próbowałam dodzwonić się do Nowakowskiej, żeby cokolwiek wyjaśnić. Nie odbierała ode mnie telefonu. Mojego syna również nie było w zasięgu. Nie mogłam z nim o tym porozmawiać. W domu byłam sama, z nikim nie mogłam porozmawiać, czegokolwiek wyjaśnić, czegokolwiek się dowiedzieć. Odpowiedź na mail (napisała, że jest jej przykro – red.) wysłałam w zupełnym szoku, bez próby weryfikacji, w skrajnych emocjach współczucia, kierując się dobrym sercem. Odpowiedziałam jak cierpiącej matce – przyjaciółce, a także jako matka chrzestna Magdaleny. Byłam przerażona tym co było napisane przez Nowakowską. Do dzisiaj żałuję tego, że odniosłam się jedynie do słów zrozpaczonej przyjaciółki. Do głowy mi nie przyszło, że można tak kłamać, stawiać tak poważne zarzuty bez żadnej podstawy. Nie miałam pojęcia, że mój mail kiedykolwiek zostanie w tak podły sposób użyty przeciwko mojej rodzinie.

Czy mąż pani proponował Nowakowskim pieniądze w zamian za milczenie?
- Nic mi nie wiadomo na ten temat.

W „Gazecie Wyborczej” pojawił się wywiad z państwa byłą znajomą. Twierdzi ona, że syn „był przez ojca traktowany z okrutną obojętnością”. Dodatkowo ponoć miała pani a nim problemy gdyż bywał agresywny, źle się uczył i „był opętany pornografią”…
- “GW” posługując się anonimową „znajomą rodziny” po raz kolejny obrzuciła stekiem bzdur moje dziecko i rodzinę. Oczywiście nikt z mojego środowiska nie wypowiadał się i wszyscy są poruszeni wrednością tego materiału. Owszem, Zdzisław miał indywidualny tok nauczania, ale to była konsekwencja jego pobytu w szpitalu ze zdiagnozowaną silną nerwicą, która była konsekwencją nagonki i hejtu na naszą rodzinę za „dziadka z Wehrmachtu”. Syn to silnie przeżył i się rozchorował. W rzekomej „relacji znajomej” nie ma źdźbła prawdy. Zdziś, jako mój syn, jest przykładem na to jak negatywnie polityka ingerowała w moją rodzinę. Nie jest to jedyny przykład. Rodziną Zdzisława jest również Jarosław Kurski.

O ich relacjach mówi się w mediach wiele…
- Konflikt między Jackiem Kurskim i jego bratem Jarosławem dzisiaj przyjął zupełnie nowy wymiar. Mojego syna teraz publicznie poniżono i wykorzystano do brudnej politycznej gry i równania zakulisowych rachunków. Czy pomówienie kogokolwiek innego o gwałt byłoby tematem już 20 artykułów w „Gazecie Wyborczej” pisanego przez cały zespół redaktorów?

Czy dziś utrzymuje pani kontakt z Nowakowskimi?
- Nie mam z nimi żadnego kontaktu. Wiem od znajomych, że pierwotnie Lucjan Nowakowski chodził i opowiadał, że „Jacek Kurski bardzo skrzywdził jego rodzinę i córkę”. Potem przemieniło się to w obrzydliwe kłamstwa i zarzuty wobec mojego syna. Anna Nowakowska nienawidziła Jacka Kurskiego, potem powtarzała, że utrzymywała z nami kontakty tylko ze względu na mnie. Dzisiaj już wiem, że kłamliwie grała rolę mojej przyjaciółki. Nie chcę tych ludzi znać i żałuję bardzo, że pojawili się w moim życiu.

Jak Pani sądzi, dlaczego cała sprawa wyszła na jaw właśnie teraz?
- W moim odczuciu sprawa ma zasadniczy związek z moim byłym mężem i jego wysoką pozycją w polityce.