Mirosław Skowron

i

Autor: Anna Garwolińska Mirosław Skowron Redaktor działu Opinie Super Exrpessu

Mirosław Skowron, szef działu Opinie o 4 czerwca: Sprostowanie do rocznicy

2019-06-04 6:45

Muszę przyznać, że nie należę do zwolenników uznania 4 czerwca za święto narodowe. Nie da się jednak ukryć, że to rocznica ważna. I ci, którzy pamiętają ówczesne dni wiedzą, że wyniki wyborów kontraktowych odebrano jako sygnał tego, że komuna się wali. 4 czerwca Polacy naocznie przekonali się, jak kiepsko trzyma się dyktatura Jaruzelskiego i jak słaba jest władza komunistów. To, że opozycja niekoniecznie umiała to wykorzystać, to już inna sprawa.

Pamiętam jedno ze spotkań z Jackiem Kuroniem w połowie lat 90. Stwierdził na nim, że gdyby miał wiedzę o sytuacji gospodarczej PRL siadając do rozmów, to niczego by w 1989 roku nie podpisał. I dodał „być może był to błąd, ale nie wiem czy można było tego błędu uniknąć”.

Trudno mi się z tą oceną nie zgodzić.

W 30 rocznicę usłyszą państwo zapewne wiele hagiograficznych bajd o tamtym czasie. W powodzi tego lukru chciałbym dorzucić kilka rzeczy o których przy okrągłych rocznicach mówić się nie chce.

Usłyszą państwo, że PZPR „chciała się podzielić władzą”. Otóż nie chciała. Władzę obóz Jaruzelskiego chciał utrzymać (stąd 65 proc. w Sejmie i prezydent). Chodziło o podzielenie się odpowiedzialnością, a nie władzą. Z punktu widzenia tych, którzy wiedzą na temat stanu gospodarki dysponowali, istniała obawa, że za chwilę wszystko runie. I Solidarność pójdzie po władzę bez dogadywania się z kimkolwiek.

Usłyszą państwo tezę o tym, że „Jaruzelski mógł utrzymać władzę siłą, ale wolał pokojowe rozwiązanie”. Otóż w 1989 roku już nie mógł. Wolałbym, żeby przy okazji rocznic nie wychwalać ostatniego dyktatora PRL za to, że mógł zabić, a jednak tego nie zrobił. To, że ktoś nie okazał się Hitlerem lub Stalinem, to jeszcze za mało na pomnik.

Usłyszą państwo, że wygrała opozycja. Otóż nie bardzo. Znacząca część opozycji (paradoksalnie wówczas np. Bronisław Komorowski) okrągły stół z oburzeniem odrzuciła. Część (jeszcze bardziej paradoksalnie np. bracia Kaczyńscy) do niego poszła. I do okrągłego stołu mogło dojść tylko dlatego, że Wałęsa dokonał swoistego wewnętrznego przewrotu w Solidarności. A Wałęsie, wówczas żywej legendzie, przeciwstawić się nie dało.

W samych wyborach, o czym dziś już się nie pamięta, doszło zaś do żenującej zmiany zasad w trakcie gry. Chodziło o skreślenia tzw. listy krajowej: grona ludzi władzy, którzy mieli mieć zapewnione miejsca w Sejmie. Okazało się, że Polacy skreślali ich, aż furczało. „Drużyna Wałęsy” spanikowała i zgodziła się zmienić ordynację… między pierwszą a drugą turą. Nie dopuszczając do usunięcia całego tego towarzystwa z Sejmu.

Drodzy świętujący... To jednak nie było tak, że kiedy Kiszczak z Wałęsą szli na obrady okrągłego stołu, to przed nimi bieżył baranek, a nad nimi latał motylek, który niekiedy przysiadał na aureoli któregoś z nich. To była tylko i aż polityka.