Zaczynamy już zapominać o Mateuszu Kijowskim, byłym liderze KOD. Na szczęście pamięta o nim prokuratura. Wczoraj zajęła się nim w związku z "poświadczeniem nieprawdy na fakturach, przywłaszczeniem sobie 121 tys. zł oraz kolejnych 15 tys zł" (patrz str. 7).
Osobiście żałuję, że zajęła się nim dopiero za te 121 tys. zł z konta organizacji. Moim zdaniem Mateusz Kijowski powinien zostać Mateuszem K. znacznie wcześniej za niepłacenie alimentów. Wtedy, kiedy okazało się, że Kijowski woli unikać oficjalnego zatrudniania się i płacenia alimentów na niechciane już dzieci (faktury wystawiała firma jego nowej żony). Wtedy, kiedy wolał wydawać te pieniądze na chciany, fajny motocykl i skórzane ciuchy, w których tak ładnie prezentował się na zdjęciach w "Polityce" i "Wyborczej".
Dlatego naprawdę szczerze zmartwiła mnie informacja, że "informatyk" Kijowski niechcący przyznał się do tego, że nie wie, jak działa reklama kontekstowa w internecie. I przez to ujawnił, że przegląda w wolnym czasie strony ze środkami na potencję.
W związku z zapałem, z jakim do tej pory wywiązywał się z obowiązków rodzicielskich, życzyłbym jego obecnej małżonce, ale i całemu społeczeństwu, by pan Mateusz K. przeglądał jednak strony klinik zajmujących się podwiązywaniem nasieniowodów.
KOD miał pecha do lidera i zakochanych w nim dziennikarzy. Do niedawna wydawało mi się więc, że wystarczy tę żenującą postać zmienić na kogokolwiek innego i będzie musiało być lepiej.
Zmieniono. Na byłego opozycjonistę z ładnym życiorysem. I wtedy przypomniałem sobie, że nowy lider KOD to ten sam pan, który w dniu wyborów odleciał i ogłosił, że KOD to właściwie to samo co KOR z lat 70. I że działa w takich samych warunkach.
Chyba tylko po to, żeby się dobić, zdecydowałem się przeczytać wywiad z panem Krzysztofem, w którym twierdzi, że na rok przed własnym urodzeniem, a nawet kilka miesięcy przed tym, gdy został poczęty, "wychodząc zza płotu" widział na własne oczy, jak oddziały "Ognia" "sieją terror" wśród zwykłych ludzi na Podhalu. Polecam, wywiad w poniedziałkowym "Dużym Formacie".
Pan Krzysztof zapomniał, że urodził się w 1948 roku, chodzić nauczył zapewne w jakimś 1951. A "Ogień" zginął w 1947...
Oj, żeby z tego nie było znów jakichś zapomnianych dzieci zrobionych na boku albo puszek, które wcześniej wydawały się jednak bardziej wypchane...
ZOBACZ: Reklama "Twój penis będzie jak skała?". Kijowski w szoku