Mirosław Skowron

i

Autor: Anna Garwolińska Mirosław Skowron Redaktor działu Opinie Super Exrpessu

Mirosław Skowron: Mylić też się trzeba umieć...

2018-03-19 3:00

Wiem, że pół Polski przeżywa dziś jeszcze to, że w niedzielę "zabrano im wolność", bo nie pozwolono pójść poprzyglądać się meblom do Ikei. Pisałem już jednak o tym, kiedy źli faszyści z PiS aresztowali supermarkety po raz pierwszy, więc do dętych frazesów o "ograniczaniu wolności" już się przyzwyczaiłem.

Zajmę się zatem tematem może i bardziej błahym, ale dla niektórych istotnym, czyli sędziami. Ludźmi, którzy realnie i dosłownie mogą czyjąś wolność zabrać lub ograniczyć.

Decyzją Sądu Najwyższego do zawodu wróci sędzia Paweł M., obwiniony o kradzież części do wiertarki. W opinii kolegów po fachu pana sędziego powinien on wrócić do zawodu. Dlaczego? Jak to ujęła pani sędzia Katarzyna Tyczka-Rote, za taki czyn "każdy inny człowiek zapłaciłby 100 zł mandatu".

Ktoś powie, że część do wiertarki to duperel. Podobnie jak inne duperele, które "w roztargnieniu" zabierali ze sklepów inni sędziowie (spodnie, pendrive, 50 zł). Zastanawiam się jednak, jak tacy ludzie będą teraz sądzić innych np. za kradzież? Choć w sumie. Nabrali przy tym jakiejś wiedzy eksperckiej.

Warto jednak zapytać o dwie inne rzeczy. Pierwsza - koledzy obronili sędziego w chwili, w której cały kraj jest oburzony, że wcześniej kilku sędziów skazało niewinnego człowieka na odsiadkę 25 lat więzienia. Dając otwarcie nienawidzonemu przez siebie ministrowi Ziobrze powody, żeby wreszcie się nimi zająć.

I druga - pani sędzia, broniąc kolegi od wiertarek, zdecydowanie mija się z prawdą. Ktoś złośliwy powiedziałby nawet, że pani sędzia kłamie.

Kiedy wybuchła sprawa sędziego, który "w roztargnieniu" zakosił z lady 50 zł, sędziowie mówili, że "gdyby nie sędzia", to nie byłoby sprawy.

Otóż w odczuciu moim, a śmiem twierdzić także większości zwyczajnych Polaków, sprawa by była. Nie byłoby tak łatwego uznania, że to "w roztargnieniu".

Była przecież sprawa, w której chłopak chory psychicznie ukradł batonik i poszedł siedzieć. Była też sprawa, w której inny chory psychicznie zbieracz złomu dostał kilka lat więzienia, choć miał orzeczoną niepoczytalność. Była sprawa faceta, który siedział trzy miesiące za kradzież płotu. Zasądzono mu prace społeczne, ale władze gminy, widząc, że jest chory psychicznie, nie umie czytać i pisać, nie chciały go zatrudnić.

Mógłbym tak długo, a przytaczam tylko przypadki osób psychicznie chorych.

Wiem, że obrońcy sędziów, jak pan Zalewski (str. 4), podkreślają, że wymiar sprawiedliwości prowadzi tak wiele spraw, że statystycznie pomyłki muszą się zdarzyć. Nawet takie, jak 18 lat odsiadki niewinnego.

Jakimś cudem te pomyłki nigdy nie zdarzają się jednak wtedy, kiedy sędziowie rozpatrują sprawę kolegi ze swojej kasty. Dlaczego?

Zobacz: Edward Lucas grzmi: Czas zająć majątki bogatych Rosjan w Wielkiej Brytanii