W takiej sytuacji Jarosław Kaczyński miał właściwie jedną szansę na to, żeby elity polubiły także jego. Musiałby wyrzucić z PiS sam siebie. I nagle znalazła się alternatywa. Pojawił się Kukiz, a nasze elity zaczęły przebąkiwać, że ten Kaczyński nie jest jeszcze taki najgorszy, że jednak ma coś przemyślane i przynajmniej jest z czym polemizować.
Kukiz nie jest ideałem. Zdecydowanie nie zgadzam się ani z wprowadzaniem w Polsce JOW, ani z zakazem finansowania partii politycznych z budżetu. Mam poważne obawy, że w naszych realiach oznaczałoby to wszystkie wady polityki amerykańskiej i ani jednej jej zalety. Bardzo podoba mi się jednak próba zagonienia do rozmów przedsiębiorców, ekonomistów i związkowców w celu wypracowania sensownego kompromisu. Coś, co powinno być rolą rządu, a zawsze było traktowane per noga. Wyszło w Niemczech, wyszło w Danii, czemu ma nie wyjść u nas?
Nie wiem, czy inicjatywa Kukiza się powiedzie, czy do jesieni zupełnie się rozpadnie. Pełni ona już jednak bardzo pożyteczną funkcję. Kukiz stał się batem na tyłki polityków Platformy i PiS. Polityków, którzy nie mówiąc tego głośno, po cichu byli przekonani, że wyborcy są wiecznie skazani na wybór między PO i PiS. Dotyczyło to zwłaszcza wyborców młodych.
Zwrócili Państwo uwagę na to, jak dużo w tej kampanii prezydenckiej, a także w obecnej do parlamentu mówiono o młodych? Obie duże partie nagle dostrzegły ich problemy! Grupa wyborców, która w ciągu minionych 10 lat chyba najbardziej oberwała względem swoich szans życiowych (zarówno obecnych, jak i tych na przyszłość), nagle stała się ważna. Dlaczego?
W dużej mierze dlatego, że pojawił się Kukiz. Do tej pory tzw. młodzi głosowali na Platformę ze względu na to, że PiS był mało trendy. Platforma była zaś przekonana, że tę grupę wyborców ma raz na zawsze daną od Boga i w sumie można mieć ich w nosie.
Z tego punktu widzenia przydałoby nam się kilku takich Kukizów dla różnych grup wyborczych w każdych kolejnych wyborach.