Dlaczego pozwoliły? Być może ze względu na swoją pierdołowatość. Wiem, że wielu to wytłumaczenie odrzuci, ale na ich miejscu dałbym szansę i takiej wersji. Skoro Polska jest państwem, w którym wiele rzeczy nie działa, jak powinno, to dlaczego mają w nim dobrze działać akurat służby? Przypominam, że jeden z szefów tych służb, po tym gdy "zinwigilował" swoją sekretarkę, uciekał bez gaci przez okno przed jej mężem. James Bond w polskim wydaniu może naprawdę mieć po prostu goły tyłek.
Bardziej prawdopodobne są jednak dwa inne wyjaśnienia. Pierwsze, że nie kiwnięto palcem, bo z aferzystami związany był zawodowo syn premiera Donalda Tuska. I drugie, nasuwające się po wysłuchaniu wielu wypowiedzi małżeństwa Plichtów. Za całą tą imprezą musiał stać ktoś bardziej rozumny od nich, bo oni skoku na LOT raczej by nie tylko nie wymyślili, ale nie doprowadziliby do fazy, w której zabrakło miesiąca do jego upadku. Upadku także pod rządami Platformy Obywatelskiej. Dziś, LOT jakimś cudem ma się nieźle i raczej nie dlatego, że ludzie z nadania PiS są geniuszami menedżerki.
Z drugą aferą związane są rozpoczęte wreszcie prace komisji ds. złodziejskiej reprywatyzacji. Komisji, przed którą nie chce zeznawać Hanna Gronkiewicz-Waltz, ale której prace, zwłaszcza te, w których pojawiają się obciążające ją zeznania (patrz str. 3 dzisiejszego numeru), chętnie komentuje.
Nie wiem, na ile ta komisja będzie działała sprawnie i jak zakończą się jej prace. Wiem, że sytuacja, w której mąż i córka prezydent stolicy kraju wzbogacili się na mieniu skradzionym Żydom zamordowanym w Holocauście byłaby nie do pomyślenia w żadnym kraju europejskim, a zapewne nawet kilku azjatyckich. To byłby koniec jej, jak i partii, która zdecydowałaby się stać za nią murem.