Nie wszyscy to potrafią. Nie mam wątpliwości, że będzie to wypadek odosobniony. Układanie list wyborczych i nazwiska, które zaprezentują PO, PiS, Lewica czy PSL, jeszcze nieraz nas zażenują. W każdych wyborach partyjne listy zapełniają się coraz częściej celebrytami. Zazwyczaj są to sportowcy, piosenkarze, aktorzy. Niekiedy wystarczy nazwisko - są to np. syn Włodzimierza Cimoszewicza startujący z Platformy (sam jego ojciec był temu przeciwny) lub syn Ryszarda Czarneckiego z PiS (tu ojciec się nie krygował, a nawet balansując na krawędzi prawa, mocno wspierał). Na pewno nie zabraknie na nich różnych akrobatów, żonglerów, połykaczy ognia i tańczących na rurze.
Zobacz: POTWARZ dla Kopacz! Duda najpierw zaprosił Szydło
Najnowsza odsłona to start z pierwszego miejsca listy Platformy Obywatelskiej Szymona Ziółkowskiego, mistrza olimpijskiego w rzucie młotem.
Nie piszę tego przeciwko panu Szymonowi. Z jego wywiadów wynika, że jest inteligentnym człowiekiem, mającym do powiedzenia dużo więcej niż większość sejmowej ferajny. Mimo wszystko wolałbym, żeby nawet inteligentni złoci medaliści olimpijscy trafiali do parlamentu jednak po jakimś przetarciu się w samorządach albo organizacjach innych niż sportowe. Szymon Ziółkowski do tej pory ma za sobą tylko jeden - nieudany start do samorządu. Walcząca o życie Platforma woli go jednak wystawić na jedynce zamiast szefa swojego klubu parlamentarnego Rafała Grupińskiego. Jakby się go wstydziła i chciała zasłonić olimpijczykiem.
Dla Platformy, skoro idzie tą drogą, mam jednak propozycję. We wsi mojej babci był facet, który potrafił celnie splunąć pestką od wiśni do wiadra ustawionego dobre kilkanaście kroków od niego. Interesował się polityką, bo często na polityków narzekał. Na Lubelszczyźnie, w moich rodzinnych stronach, PO jest partią dość słabą. Ten człowiek byłby niewątpliwie poważnym wzmocnieniem waszych list.
Pomyślcie o tym, zanim podbiorą go wam działacze PiS lub lewica.