Mirosław Skowron: Sikorski na plusie, Sikorski na minusie

2014-02-26 23:36

Nie podoba mi się akcja pompowania ministra Radka Sikorskiego na "twórcę pokoju na Ukrainie". Nie podobały mi się jego słowa rzucone do ukraińskich opozycjonistów ani polityka wschodnia. Trzeba mu jednak oddać, że nie zabrakło go w Kijowie wtedy, kiedy powinien się tam znaleźć. I obecność szefów MSZ państw UE pozwoliła na uratowanie kto wie ilu ludzkich istnień.

Rzecznik PiS Adam Hofman, mówiąc, że: "Sikorski działał bardziej w interesie Janukowycza i Putina", plecie bzdury. Hofman chce być w przyszłym rządzie PiS ministrem sportu, czyli odpowiednikiem ministrów Muchy i Biernata z PO. Warto mu zwrócić uwagę, że ta para na temat Ukrainy milczy. Może nieprzypadkowo? Politycy PiS, którzy w przeciwieństwie do Hofmana znają się na sprawach zagranicznych (jak były wiceszef MSZ Witold Waszczykowski), przyznają, że "w pewnym momencie doprowadził do porozumienia, które pomogło tej rewolucji ukraińskiej, natomiast nie można powiedzieć, że to on rewolucję wygrał".

Niestety, minister Sikorski jest sobą i zamiast rzeczowo odpowiedzieć na zarzuty prezesa PiS, skupił się na złośliwościach dotyczących, jak rozumiem, głównej przewagi, która czyni z niego ministra. Znajomości języka angielskiego. "Mówiłem po angielsku i może to sprawiło trudność panu prezesowi" - odparł z uśmiechem.

Zobacz: Mirosław Skowron: Czas na lex Trynkiewicz

Warto ostrzec ministra Sikorskiego, że język angielski sprawia też trudność Donaldowi Tuskowi. Strach pomyśleć, co się stanie z ministrem, jeżeli kiedyś nie zrozumie go pan premier. Kto wie, może już nie zrozumiał? Może Radek Sikorski z rozpędu właśnie po angielsku tłumaczył się z zakupu luksusowych mebli i zmarnowania środków publicznych w swoim resorcie (str. 3)? Raport Kancelarii Premiera na temat MSZ pokazuje, że brak zrozumienia dla Sikorskiego wykroczył już poza PiS.

To, że znajomość angielskiego jest wciąż wśród naszych elit takim atutem, jest przykrym dowodem ich zamknięcia i zapóźnienia cywilizacyjnego Polski. Angielskim dysponuje już przecież wielu bezrobotnych i najgorzej opłacanych młodych Polaków. Nie mieli jednak tyle szczęścia, żeby we właściwym miejscu i czasie być wystarczająco dorośli, by załapać się na rewolucyjną windę do nieba. Która, jak to bywa, wyniosła w Polsce na stanowiska ministrów i posłów wiele miernot, które w normalnych krajach nie mogłyby o tym nawet marzyć.