- „Super Express”:- Do tej pory był pan w polityce trochę na uboczu. Skąd pan się w niej w ogóle wziął?
- Jan Krzysztof Ardanowski: - Nie do końca czuję się politykiem. Cała moja droga to zajmowanie się sprawami społecznymi.
- To skąd wziął się pan na prawicy?
- Na studiach należałem do NZS. Dla człowieka wychowanego na pewnych wartościach, w pewnym kulcie Solidarności to był jedyny kierunek.
- A co po studiach?
- Po ich ukończeniu zaczęliśmy z żoną prowadzić gospodarstwo rolne. W Polsce zaczęły się tworzyć Izby Rolnicze. Krąży plotka, że byłem w PSL, ale to nieprawda. Byłem w PSL-Porozumienie Ludowe, a to była inna partia, postsolidarnościowa. To co mam wspólnego z PSL, to fakt, że działacze tej partii uważają mnie za zagrożenie dla siebie.
- Czy te PSL-e wobec siebie się różniły? Dla tych, którzy nie pamiętają tamtych czasów?
- To była partia Gabriela Janowskiego, która walczyła z PSL i komuną. Po jakimś czasie weszła w struktury AWS. Ja zostałem radnym wojewódzkim AWS, a potem szefem nowej Izby Rolniczej w Toruniu. Po pewnym czasie szefem krajowej Izby Rolniczej.
- Partia wskazała?
- Żadna partia! Wybierali mnie rolnicy. Nawet mnie to zdziwiło.
- Dlaczego?
- Wygrywałem konkurencję jako człowiek mało znany, osoba znikąd. O protekcji nie mogło być mowy. Nikt z istotnych polityków mnie nie wspierał, byłem z prowincji. Po Izbie Rolniczej dołączyłem do PiS. I ta partia zaproponowała mi po jakimś czasie bycie wiceministrem rolnictwa. Przez dwa lata rządów zmieniło się czterech ministrów.
- Co było dla pana przełomem w politycznym CV?
- Współpraca z Lechem Kaczyńskim, który zrobił mnie doradcą. Z perspektywy czasu oceniam to jako bardziej istotne niż obecność w ministerstwie.
- Mieliście bliskie relacje?
- To był wspaniały człowiek! Mieliśmy dobre kontakty, ale praca z nim była zaskakującym wyzwaniem.
- Dlaczego?
- Bo okazało się, że prezydent patrzył na sprawy wsi rolnictwa moimi oczami, czyli prostego chłopa ze wsi! Nie chciałem go zawieść. Jego śmierć była dla mnie szokiem. Dalsza aktywność to był już Sejm, poselska praca, która doprowadziła mnie do roli ministra rolnictwa.
- Dlaczego nie został pan ministrem rolnictwa wcześniej?
- W pierwszym rządzie u premiera Marcinkiewicza była rozpatrywana moja kandydatura. Pytano mnie, czy podejmę się kierowania resortem, ale odpowiedziałem szczerze, że nie. Podobno to jest rzadkość w polityce, wszyscy raczej twierdzą, że czują się przygotowani do objęcia funkcji. Nie zgodzę się jednak, że zostałem ministrem za późno. To bez sensu. Można powiedzieć, że lepiej późno niż wcale.
- Dlaczego wtedy uznał pan, że jest zbyt słaby, a dziś wystarczająco dobry?
- Nie uważałem, że jestem zbyt słaby. Uważałem, że jestem prostym rolnikiem, którego oderwali, mówiąc z przymrużeniem oka, od pługa. Nie jestem intelektualistą na wzór rzymskich filozofów…
- Innym ministrom też do tego daleko…
- Wtedy nie czułem się wystarczająco przygotowany. Chciałem najpierw poznać pracę w administracji, w ministerstwie. Teraz, po wielu latach czuję, że mam wiedzę o działaniu tak ogromnego resortu. Oczywiście nie twierdzę, że wiem wszystko, ale czuję, że ktoś docenił moją pracę.
- Przejął pan ministerstwo z rąk pana Jurgiela. Ciężko panu ocenić poprzednika, współpracowaliście razem, ale z jakiegoś powodu ministrem być przestał…
- To był bardzo pracowity człowiek i mam do niego ogromny szacunek. Współtworzyliśmy program PiS i jego rola była ważniejsza. Podejmował jako minister decyzje, które wynikały z programu wyborczego PiS. Choć niektóre rzeczy zrobiłbym inaczej, ale nie chcę o tym mówić. Każdy podejmuje je na własną odpowiedzialność. Takie, jakie uznaje za słuszne. Mnie wszyscy rozliczą za moją prace.
- Premier Morawiecki wskazał, co musi pan zmienić?
- Premier ma pragnienie, aby rolnictwo stało się ważną częścią polskiej gospodarki.
- Czyli do tej pory nie było?!
- Nie o to chodzi! Premier chce, żeby rolnictwo przestało być traktowane jako balast, kula u nogi państwa i społeczeństwa. Ma ambicje, żeby obszary wiejskie były w niektórych obszarach lokomotywą sukcesu polskiej gospodarki. Rolnictwo bywa na świecie traktowane jako część pasywna, ale bywa też źródłem korzyści.
- O oczekiwaniach rolników zapewne pan słyszał, choćby na demonstracjach?
- Nie jestem urzędnikiem. Jestem rolnikiem tyle, że oddelegowanym do administracji, aby rolnictwu pomóc. I chcę pracować z reprezentantami tego środowiska.
- Spotykał się pan już z rolnikami? Jakieś wnioski?
- Codziennie mam z nimi kontakt. Mówią mi: „Krzysztof, to i tamto trzeba zmienić”. Program, który zaproponowałem premierowi wynika i z tych rozmów i z wiedzy o tym, co dzieje się na świecie. Miałem możliwość podglądać jak to działa poza granicami Polski.
- Przed tygodniem w Warszawie odbył się protest części rolników. Protestowali przeciwko temu, co dzieje się w przemyśle przetwórczym, cenom skupu owoców i warzyw. Rolnicy są rozgoryczeni.
- Mówię to ja, rolnik do rolników: rozmawiać trzeba przy stole, a nie na ulicy. Jestem dość odporny na protesty społeczne, sam brałem w nich udział. Będąc w AWS uczestniczyłem w pikietach Samoobrony blokujących centrum Warszawy. Wiem, że niekiedy nie pozostaje nic innego, niż protest, to jest wyraz desperacji. Ale naprawdę ze mną można usiąść i porozmawiać.
- Zaprasza pan ich do rozmów?
- Tak. Gabinet mam otwarty prawie codziennie. Oczekuję, że wszystkie organizacje, które protestują przyjdą na spotkanie ze mną i zaproponują jakie ich zdaniem powinny być rozwiązania chroniące polski rynek. I szczerze porozmawiamy, ale w granicach prawa, mając na uwadze, że jesteśmy w UE, mamy zobowiązania międzynarodowe, jednolity rynek.
- Dziwi się pan ich protestom?
- Nie dziwię się. Wiele osób jest autentycznie rozgoryczonych. Spadła cena, chłopi się narobili i mają sprzedawać za grosze, a pośrednicy śmieją się z ich sytuacji. Tyle, że pod ten protest podpina się polityka.
- Jaka polityka?
- Samych rolników z Unii Warzywno Ziemniaczanej było na proteście niewielu. I mają absolutne prawo do zdenerwowania. Tyle, że większośc była dowieziona autobusami przez PSL! Działacze PSL próbują się pod to podczepić. Boją się rozliczenia za 8 lat współrządzenia z Platformą. Pasywności i tego, że sprzedali przetwórstwo rolno-spożywcze! To oni byli wówczas przy władzy.
- Polska nie może zablokować na granicach produktów z UE.
- Nie może. Podjęliśmy jednak radykalne działania, by kontrolować to, co do Polski wpływa. Rząd przyjął w trybie pilnym projekt ustawy zmieniającej 5 innych ustaw odnoszących się do pełnego oznakowania na produkcie. Będziemy wiedzieli z jakiego kraju pochodzi i co znajduje się w składzie. Rozszerzamy inspekcje artykułów rolno-spożywczych. W każdym miejscu i czasie upoważnione osoby będą mogły przeprowadzić niezapowiedzianą kontrolę. To jest efekt postulatów rolników. Dotyczy to także mięsa, rzepaku i innych dziedzin. Chciałbym też podjąć próbę powrotu do początku transformacji, kiedy rolnicy mieli udział w zakładach przetwórczych.
- Wraz z premierem zapowiedział pan narodowy holding…
- Tak, chcemy by w oparciu o majątek Skarbu Państwa utworzyć odpowiednie mechanizmy. Nie powrócimy do komunizmu gospodarczego. Rolnicy powinni wejść jako udziałowcy do firm, którym sprzedają swój towar. Zapraszam wszystkich panów Kołodziejczaków i innych do rozmów i tych propozycjach. Rozmawiajmy, a nie straszmy się widłami.
- Lepper straszył. Pan przez pewien czas z nim współpracował...
- Byłem wiceministrem, kiedy rządził resortem w koalicji z PiS. Wbrew opinii wielu ludzi, ja nie widziałem w nim zła. Nie potępiam go. Nigdy nie narzucał nikomu swojej woli. Kiedyś przyszedł i powiedział do mnie „Krzysztof, Ty się bardziej ode mnie znasz na rolnictwie, więc nie będę wchodził w zakres twojej odpowiedzialności”. To oznaczało szacunek, którego wielu brakuje. Nie chcę dociekać przyczyn jego śmierci i jego powiązań. Jego śmierć była dla rolników stratą.
- Najnowszą decyzją, dla wielu zaskakującą jest zmiana ustawy o ochronie zwierząt. Nie będzie zakazu hodowli na futra, choć chcicał tego prezes PiS. Partię podzieliła też sprawa uboju rytualnego.
- Decyzją PiS zapisy dotyczące zakazu hodowli zwierząt na futra oraz uboju rytualnego zostaną wycofane. W najbliższym czasie zaproponuję rozwiązania mające na celu zaostrzenie kontroli na fermach zwierząt futerkowych. Wszystkie fermy zostaną poddane certyfikacji, polepszą się warunki hodowli. Sprawdzimy każdą fermę, ale nie niszczymy tej gałęzi polskiego rolnictwa. Byłaby to za duża strata dla Polski.
Rozmawiała Sandra Skibniewska