Gdyby wymienić tylko ostatnie "prowokacje", to ich wykaz byłby niemały. Zbezczeszczono polskie miejsca pamięci narodowej we Lwowie, w Bykowni, dwukrotnie w Hucie Pieniackiej i Podkamieniu. Na ogrodzeniu polskiej ambasady w Kijowie powieszono portret Bandery, a konsulat we Lwowie obrzucono butelkami z czerwoną farbą. Za każdym razem władze ukraińskie zapewniały o wszczęciu energicznego śledztwa i za każdym razem nie potrafiły schwytać sprawców.
Atak na polską placówkę w Łucku ma specjalne znaczenie. I jak nigdy Kijów ma sposobność, aby wyśledzić i zdemaskować agentów rosyjskich służb specjalnych, których zawsze widzi w takich sytuacjach. Wypowiedź Tkaczuka wskazuje, że będą z tym kłopoty. Może się bowiem okazać, że pocisk z granatnika został odpalony przez miejscowych banderowców i to nie z powodu braku wizy.
W tamtych regionach tradycje i wpływy zbrodniczego OUN-UPA są szczególnie mocne, a nienawiść do Lachów ciągle żywa. Stepan Bandera jest honorowym obywatelem Łucka, jedna z ulic nosi nazwę Bohaterów UPA, co roku przy bogatej oprawie propagandowej odbywa się festiwal Bandersztat. W niedalekim Tarnopolu prospekt Bandery przecina ulicę generała Szuchewycza, a następnie żołnierzy SS Galizien. Ukraińcom nie przeszkadza, że formacje SS zostały uznane za zbrodnicze przez Trybunał Norymberski, a Szuchewycz wydał rozkaz do rzezi Polaków na Wołyniu.
Wybuch w polskim konsulacie nałożył się na prowadzone z rozmachem obchody 75. rocznicy powstania UPA. "Ukraina nie wyrzeknie się UPA" - zadeklarował szef ukraińskiego IPN, dodając, że żądania ze strony polskich polityków są w tej mierze niedopuszczalne. To czytelna aluzja do słów J. Kaczyńskiego, który oświadczył, że Polska nie będzie zgadzać się na sytuację, w której "ludobójcy i masowi mordercy są bohaterami". Prezes PiS podkreślił, że z Banderą Ukraińcy do Europy nie wejdą. Te ważne i potrzebne słowa powinny być wyraźnie usłyszane w Polsce i na Ukrainie.
Zobacz także: Jastrzębowski: Nic mnie z wami nie łączy! Nic!