Niezależnie, co powiedzą jeszcze pisowscy politycy, klęska rządu Szydło jest dojmująca. Stało się tak, bo polityka w ich wydaniu jest oparta na odruchach i moralnych wzdęciach. Zamiast rachunku zysków i strat ważna jest moralna słuszność. W tym przekonaniu słuszne było odstrzelenie Tuska i temu zostało podporządkowane pójście na niepotrzebną i ośmieszającą konfrontację z resztą Unii Europejskiej.
Czy w sytuacji szykującej się niechybnej klęski premier Szydło miała jakieś pole manewru? Oczywiście. Aby ratować resztki godności i prestiżu, powinna wycofać kandydaturę Saryusz-Wolskiego, tłumacząc, że po konsultacjach z liderami państw unijnych okazało się, że nie ma na niego żadnego zapotrzebowania. Zyskałaby wtedy szacunek i pozycję w kolejnych rozgrywkach. A tak zostało jej spojrzenie myszy próbującej obserwować zbyt wiele kotów.
Najważniejsze koty zebrały się właśnie w Wersalu, aby poprzeć koncepcję Europy dwóch prędkości. Budowa europejskiego jądra skupionego wokół strefy euro jest przesądzona i nic nie pomogą wyrazy oburzenia płynące z Warszawy. Żeby nie wiem co, nie da się zatrzymać miotłą powodzi. Polska prawica i ta spod znaku PO, i spod flagi PiS miała dość czasu, aby wprowadzić Polskę do strefy wspólnej waluty. Padały nawet różne zobowiązania i konkretne terminy. Niestety, skończyło się na inflacji słów i braku koniecznych akcji. W rezultacie zostaniemy na uboczu mocniej integrującej się Europy, ale za to w poczuciu moralnej wyższości. Specjaliści od wywracania kota ogonem ogłoszą kolejne zwycięstwo i dziarskim krokiem pomaszerują drogą donikąd.
Zobacz także: Sławomir Jastrzębowski: Najważniejsza informacja to ta wymyślona