Andrzej Sadowski

i

Autor: ARCHIWUM

Dr Andrzej Sadowski: Miejsca pracy znów trafią do szarej strefy

2016-10-13 4:00

- Rząd zapomina, że polski przedsiębiorca nie jest chłopem pańszczyźniany przywiązanym do polskiej jurysdykcji podatkowej - mówi dr Andrzej Sadowski.

"Super Express": - Pomysł PiS, by wprowadzić jednolity podatek, to dobry kierunek?

Dr Andrzej Sadowski: - Podatek nałożony na pracę ma dziś osiem części, jest to płacone przez przedsiębiorcę czterema przelewami, a na koniec mamy dwóch płatników podatku - i przedsiębiorcę, i pracownika. Dlatego ideę jednolitego podatku jako Centrum im. Adam Smitha promujemy już od dawna. Jednak jak to bywa z politykami i urzędnikami, nie do końca zrozumieli istotę rzeczy. Zamiast obniżyć opodatkowanie pracy, rząd chce je podwyższać. To zły kierunek.

- Dlaczego?

- Obecna ekipa rządząca ma pozytywne doświadczenia w obniżaniu danin na rzecz państwa. Podczas swojej pierwszej kadencji obniżyli nieznacznie składkę rentową jako element opodatkowania pracy, co spowodowało wyjście z szarej strefy tysięcy miejsc pracy.

- Pamiętamy też, że ta obniżka tylko zwiększyła dziurę w budżecie ZUS i następcy musieli składkę rentową podwyższać.

- Nie zauważono, że nie wypłaca się tylu zasiłków, a poza tym w 2008 roku w Polsce nie było kryzysu, a tylko spowolnienie gospodarcze. To dzięki niższemu opodatkowaniu pracy. Trzeba więc widzieć sprawy szerzej. Opierając się na doświadczeniach innych, a nie ideologii rekomendujemy, by obniżać opodatkowanie pracy, ponieważ da to więcej. Należy też podatki upraszczać, a nie komplikować je w postaci wprowadzania progów podatkowych, bo daje to odwrotne efekty. Jeśli wtedy udało się wyciągnąć miejsca pracy z szarej strefy, to teraz do niej wrócą.

- Wydaje się jednak, że wprowadzenie nowych progów raczej nie przyczyni się do znaczącego zwiększenia obciążeń czy to ludzi bardziej majętnych, czy przedsiębiorców. Nie będą to jakieś zawrotne sumy.

- Ale będzie to bariera psychologiczna. Bo skoro do tej pory i tak przedsiębiorcom cały czas podwyższano podatki, choćby w postaci składki ZUS, to można spodziewać się ucieczki biznesu z Polski. Rząd zapomina, że polski przedsiębiorca nie jest chłopem pańszczyźniany przywiązanym do polskiej jurysdykcji podatkowej. Może korzystać z innych i coraz częściej to robi. Emigrują już nie tylko zwykli obywatele, ale także przedsiębiorcy. I to wcale nie za niższymi podatkami, ale najczęściej za świętym spokojem. Na tym partia rządząca może tylko stracić, bo ludzie wystawią jej za to rachunek przy urnach wyborczych.

- Spora część obywateli może być jednak zadowolona. Zwłaszcza ci słabo zarabiający, bo po zmianach będą płacić mniej podatków.

- Jeśli jednak miejsca pracy tych najbiedniejszych zostaną przeniesione do szarej strefy, bo przedsiębiorcy, którzy to zrobią, się tam przeniosą, to jaka będzie z tego korzyść dla rządu? Zapomina się bowiem o tych, którzy dają miejsca pracy. A te tworzone są głównie w małych i mikrofirmach.

- Na początku może być szok, ale szybko wszyscy przyzwyczają się do nowych stawek i skończy się na burzy w szklance wody?

- Naturalnie. Polacy są twórczym narodem i z każdym systemem dadzą sobie radę. Po drodze będą jednak straty i koszty z tego tytułu, że tysiące przedsiębiorców będą musiały nauczyć się żyć w tym systemie i go neutralizować.

- Nie będzie z tego zysku w postaci większych wpływów do budżetu?

- To fałszywa teza. Doświadczenie uczy, że kiedy rząd obniża podatki, ma z nich więcej, a nie mniej pieniędzy. Tak dzieje się w Niemczech czy w Rumunii. Warto z tych doświadczeń korzystać, a nie być zaślepionym ideologią.

Zobacz: Mirosław Skowron komentuje: Gimnazja w oparach polskiej polityki