- Czy nie zaskoczyła pana skala zwycięstwa Prawa i Sprawiedliwości?
- Nie, ten sukces był spodziewany. Jest to efekt wielu czynników, zarówno naszej zespołowej, programowo-kampanijnej pracy, a także przełamania takiej bariery medialnej i mentalnej po stronie społeczeństwa, które zobaczyło, że król jest nagi, i ten establishment, ta władza nie tylko nie rozwiązuje problemów, ale stwarza poważne zagrożenia na przyszłość.
- Mówiąc o zaskoczeniu, miałem na myśli nie samą wygraną PiS, ale to, że wygraliście we wszystkich grupach wiekowych, wszystkich grupach pod względem wykształcenia, a także w regionach będących dotychczas bastionem Platformy Obywatelskiej.
- Polacy ewidentnie opowiedzieli się za zmianą, głosując na PiS, Kukiza, Korwina, który dostał nie najgorszy wynik, czy wydmuszkę w postaci Nowoczesnej.
- Co uważa pan za najważniejsze zadanie dla nowego rządu?
- Z zastrzeżeniem, że to są tylko moje spekulacje, bo to pytanie do przyszłej premier Beaty Szydło, za najważniejsze uważam dwie rzeczy - rozwój gospodarczy, wzrost inwestycji, który ma napędzić gospodarkę, a z drugiej strony program społeczny, a więc realizacja postulatu ekonomii dobrobytu. Gorzej sytuowani Polacy, którzy przegrali w polskiej transformacji, powinni także być pełnoprawnymi uczestnikami rozwoju gospodarczego. W ekonomii to się nazywa wyzwoleniem efektu konsumpcyjnego, popytowego. To bardzo ważne.
- Żeby dokonać gruntownej zmiany, konieczna jest nowelizacja konstytucji. Większości konstytucyjnej, nawet wspólnie z Pawłem Kukizem i jego ruchem, w Sejmie jednak nie macie...
- Do reform gospodarczych i społecznych zmiana konstytucji byłaby przydatna, nie jest jednak niezbędna. Do zmian w funkcjonowaniu państwa, działaniu instytucji, stanowienia prawa, pewnie tak, jednak to już zależy od tego, jak ten Sejm będzie ostatecznie wyglądał. To zresztą pytanie nie do mnie, a do kierownictwa partii.
- Platforma Obywatelska pod koniec kampanii straszyła PiS. Mówiono o drugim średniowieczu, cofnięciu w rozwoju o 500 lat. Na ile taktyka ta miała wpływ na wynik wyborów?
- Myślę, że w dużej mierze mogła nam pomóc. Przedstawiciele PO nie rozumieją, że Polacy dojrzewają, że polskie społeczeństwo coraz lepiej rozumie mechanizmy polityczne i nie można ludzi traktować z pogardą, serwując im taki negatywny, prymitywny, czarny PR. Nie można też tego robić, bo to niszczy życie publiczne. To się zemściło na autorach tej polityki. Ich działanie było krótkowzroczne i głupie. Na szczęście ich argumenty przestały już działać.
- Jak pana zdaniem będzie teraz wyglądać sytuacja Platformy Obywatelskiej?
- Będą tam występować różne procesy destrukcyjne. PO to partia, która nie ma żadnej ideologii. Oni nie mogą się oprzeć na wartościach. Będą coś wymyślali, ale będzie to całkowicie nieautentyczne i sztuczne. Oni się opierali na tym, że zawłaszczyli całe państwo i zagospodarowali jego zasoby. Do tej pory czerpali z nich profity. Teraz zasobów tych będą pozbawieni, więc nastąpią tam różne procesy rozkładu. Nasz lider Jarosław Kaczyński mówił wyraźnie, że chce budować biało-czerwoną drużynę, jesteśmy otwarci na wielu ludzi. Zobaczymy, jakie będą decyzje, co się będzie działo w Sejmie. Nie chcemy nikogo przekupywać, lecz zachęcać do współpracy z uwagi na dobro publiczne i interes Polski. Jeżeli ktoś będzie chciał funkcjonować w polityce w sposób racjonalny, miejsce dla niego w szerokiej koalicji się znajdzie, mówię nie o stanowiskach, ale o realizacji programu. My nie będziemy robili tego co oni.
- Czyli?
- Nie będziemy skłócali Polaków tylko po to, żeby utrzymać władzę. Nie będziemy niszczyć opozycji. Oni chcieli zbudować zasieki i zamknąć opozycję w jakimś wykluczającym obszarze. My przecież nie mogliśmy nawet sali wynająć na spotkanie, a ludzie tracili pracę za to, że z nami współpracowali. Jest oczywiste, że za naszych rządów tego nie będzie. Będzie to początek odbudowania polskiej wspólnoty.
- Czy we wspólnocie tej będzie też miejsce dla ludzi z Platformy Obywatelskiej?
- Ależ oczywiście, że tak. Jeżeli ktoś jest uczciwy, będzie miał szczere zamiary i porozumiemy się w oparciu o wspólnotę i interes narodowy, nie widzę powodu, by z nim nie współpracować.
- Adam Michnik nie podziela tego zdania. W swoim powyborczym tekście napisał o narodzie, który jest niedojrzały i strzelił sobie w stopę.
- Słowa mówią same za siebie. Nie są to pierwsze słowa z tego środowiska wypowiadane w tej tonacji. Słyszeliśmy już o przypadkowym społeczeństwie. Słowa takie są szkodliwe dla życia politycznego. Ich autorom zalecałbym rekolekcje.