"Super Express": - Jedzie pan do Parlamentu Europejskiego. Do swojej trzeciej żony?
Michał Boni: - Jadę tam, żeby służyć Polsce i rozwiązywać ważne problemy, które tam właśnie trzeba rozwiązywać. A miłość jest miłością...
- Pana żona pracuje w Komisji Europejskiej...
- Tak. Myślę, że to nam ułatwi wspólne życie. Z drugiej strony wydaje mi się, że będę miał więcej dobrej energii, żeby dobrze wykonywać swoją pracę.
- Przeniesie się tam pan na stałe?
- Nie, są bowiem obowiązki poselskie, które spełnia się w kraju. Jeśli zostanę wybrany, na pewno będę na wielu spotkaniach, ponieważ uważam, że zobowiązaniem tego, który zostanie wybrany, jest to, żeby informować o tym, co się dzieje w PE.
Zobacz: Dr Marek Kochan: Tusk mniej skuteczny od Kaczyńskiego
- Kiedy ostatnio widział się pan z żoną?
- Teraz co weekend przyjeżdża do Warszawy.
- Na razie to weekendowe małżeństwo, a teraz będzie już prawdziwe?
- Ono jest prawdziwe, bo wszystkie związki, jeśli ludzie się kochają, są prawdziwe.
- Nie wszyscy wiedzą, że pana trzecia żona śpiewa też w chórze w Brukseli.
- Śpiewa i to bardzo ładnie.
- Panu też śpiewa?
- Jak poproszę.
- A gdybym ją tutaj zaprosił, to też by mi zaśpiewała?
- Nie wiem. Chyba by się trochę wstydziła. Chciałbym zresztą powiedzieć, że nie powinno się mieszać świata polityki ze światem prywatnym.
- Ale się miesza, wie pan.
- Miesza się, ale idę do PE, aby zajmować się sprawami publicznymi. A życie prywatne...
- Jest bardzo ważne, żeby sprawnie funkcjonować.
- Jak jest dobra relacja między mężem a żoną, to nawet najtrudniejsze chwile są w stanie razem przejść.
- Według ostatnich sondaży tylko 17 proc. Polaków myśli o tym, żeby nie uciekać z Polski. Reszta chce szukać pracy za granicą. Trochę jak pan. Co jeśli ktoś, chciałbym powiedzieć, że pan też należy do tych, którzy chcą opuścić nasz kraj?
- Mogę mieć pracę w różnych miejscach na świecie, a w Polsce na pewno. Kto wie, czy z materialnego punktu widzenia nawet nie lepszą.
- Czyli zarobiłby pan w Polsce więcej niż 40 tys. zł?
- Proszę pamiętać, że to, co posłowie do PE dostają, to także pieniądze na biuro i różne działania. Kwestia finansowa nie ma tu żadnego znaczenia. Natomiast ja nie opuszczam Polski. Po to się bowiem wybiera ludzi do PE, żeby oni działali tam w Europie, ale na rzecz danego kraju i wspólnych rozwiązań europejskich.
- Nie jest to jakaś porażka rządu, że tylko 17 proc. Polaków nie myśli o wyjeździe z kraju?
- Pytanie, jaka jest motywacja wyjazdu.
- Finansowa.
- Jak się wczytać w te badania, to motywacja, że jest inny klimat życia, że jest więcej zaufania społecznego, że jest więcej zadowolenia z państwa, jest dominująca. Trzeba to zrozumieć i uszanować i na pewno trzeba pracować nad tym, żeby jakość oferty państwa była większa. Wydaje mi się też, że ci, którzy zostali, patrzą na tych, którzy wyjechali, i myślą sobie, że może i my.
- Może i my, bo tamtym się lepiej powodzi?
- Powodzi się bardzo różnie. Proszę bowiem zwrócić uwagę, że są tacy, którym się udało, i tacy, którzy mają trudności i wracają. Jakbyśmy zobaczyli ostatnie 10 lat obecności Polski w Unii, to w tym okresie powstało u nas 2 mln miejsc pracy. To też czasy, kiedy weszła druga fala wyżu demograficznego i z punktu widzenia rozładowywania napięć i dawania pracy ludziom wejście do UE spowodowało, że ludzie tę pracę tam znaleźli i są szanowani, a w takiej samej wielkości znaleźli ją tu.
- Jak się pan rozstał z Tuskiem? Powiedział pan, że nie ma już siły?
- Nie, bo ani nie jestem zmęczony...
- Ale powiedział pan, że ministrami powinni być ludzie, którzy mają 30-40 lat.
- Tak uważam, ale nie znaczy to, że ci starsi mogą nie mieć siły.
- Czyli jest pan niekonsekwentny?
- Nie, po prostu w polityce na pierwszych liniach decyzyjnych ważne jest to, żeby wchodziła młoda generacja. Człowiek młodszy ma większą wyobraźnię na to wszystko, co się współcześnie dzieje.
- Człowiek starszy ma większe doświadczenie...
- Dlatego uważam, że kombinację większego doświadczenia w Polsce i jako ministra cyfryzacji zderzenia z problemami europejskimi chcę wykorzystać, idąc do Parlamentu Europejskiego.
- To jak się pan rozstał z Tuskiem?
- Nie rozstałem się. Mamy kontakt. Ustaliliśmy, że skoro jest możliwość startu do PE, to odpowiednio wcześniej się do tego przygotujemy.
- Chodzi mi o to, jak to wyglądało, że przestał być pan ministrem? To był pomysł pana czy premiera?
- To był mój pomysł związany z chęcią kandydowania. Było trochę oporu ze strony pana premiera, ale potem znaleźliśmy jakieś wspólne rozwiązanie.
- Jak pan ocenia swojego następcę, pana Trzaskowskiego?
- Ma świetne przygotowanie, bardzo dobrą wiedzę i radzi sobie bardzo dobrze.
- Dyplomatycznie...
- To nie jest łatwy obszar. Obejmuje bowiem obszar od reagowania kryzysowego po wszystkie relacje związane z Kościołem, na sprawach cyfryzacji kończąc. Myślę, że jest dobrym ministrem.
- Czy widział pan nowy spot PiS?
- Widziałem. To śmieszne i głupie. Jeśli już chcieć atakować, to trzeba wiedzieć, co Rostowski naprawdę robił. Trzeba też wiedzieć, co się działo, kiedy pojawiły się wszystkie kwestie związane z ACTA, i jak wielką rolę odegrałem...
- Bo pan tam jest jednym z bohaterów. Negatywnym.
- Dostałem w ostatnich dniach dziesiątki SMS-ów od ludzi, którzy byli wtedy w pierwszym szeregu walki o wolność w Internecie...
- Ale Anonymous się z panem nie kontaktował...
- Anonymous wie doskonale, że podnosiłem sprawy ograniczeń wolności w Internecie w Rosji, Chinach, Iranie na konferencji w Dubaju. Wie też, że w połowie 2012 roku Polska była pierwszym krajem, który upublicznił dokumenty przed tą konferencją międzynarodową po to, że jeśli byłyby podejmowane jakieś kroki przeciwko wolności w Internecie, to my do tego nie dopuścimy.
- Wszystko się zgadza, ale Anonymous wie też, że wasze postępowanie było niekonsekwentne. Pod jego naciskiem się wycofaliście.
- Oceniając działania władz, lepiej zobaczyć, czy ktoś wyciąga lekcję.
- Czyli uczycie się od społeczeństwa?
- W wielu sytuacjach tak.
- Po co pan idzie do Parlamentu Europejskiego? Ale nie chodzi o żonę i sprawy prywatne.
- Jest parę kluczowych spraw. Po pierwsze, to będzie najważniejszy parlament w historii, bo on będzie musiał określić stosunki z Rosją i Ukrainą.
- Żeby nasze dzieci 1 września poszły do szkoły? To była dobra wypowiedź premiera?
- Myślę, że była ważnym uświadomieniem różnych zagrożeń. Ludzie, którzy się tego naśmiewają albo podważają sens tej wypowiedzi, nie mają poczucia, jakie graniczne linie się pojawiły.
- Czyli nie powinien się z tych słów wycofywać?
- Nie powinien. Uważam, że wszyscy powinniśmy mieć świadomość tego, jak bardzo groźna jest ta sytuacja i że na poziomie europejskim trzeba sobie dawać z tym radę.
- Putin jest dla nas groźny?
- Jest groźny i to nie tylko dla Polski, ale dla świata, ponieważ jest gotowy zaprowadzić tyranię. Przejrzałem sobie kilka scen z filmu Eisensteina "Iwan Groźny".
- Dawno nie widziałem. Gdzie pan widzi paralele?
- Nagle ktoś, kto ma bardzo silną władzę, zaczyna się zastanawiać nad tym, jak niszczyć innych i wspierać potęgę swojego cesarstwa. Dla Rosji oczywiście jest miejsce na świecie, ale także dla innych - niezależnej Ukrainy, Tatarów krymskich czy Mołdawian. W tym sensie to będzie najważniejszy parlament w historii. Będzie on też wypracowywał nową politykę energetyczną tak, żeby nie być w pętli zależności od Rosji.
Michał Boni,
były minister administracji i cyfryzacji, kandydat PO do Parlamentu Europejskiego