Hermaszewski miał spędzić święta z rodziną w Ameryce. Zmarł w szpitalu po operacji

W chwili śmierci generał Mirosław Hermaszewski szykował się do rodzinnego wyjazdu do Stanów Zjednoczonych. Jak ujawniał wówczas „Super Express”, emerytowany kosmonauta planował tę podróż z najbliższymi – miała być spełnieniem dawnego marzenia. – Z teściem mieliśmy lecieć całą rodziną do USA na kilkanaście dni. Powiedział do mnie: „Wiesz, Rysiek, teraz albo nigdy!”. Niestety, okazało się, że dla niego już nigdy – wspominał w rozmowie z nami jego zięć, Ryszard Czarnecki.

Był bohaterem narodowym, pierwszym i jak dotąd jedynym Polakiem w kosmosie. Mirosław Hermaszewski zmarł 12 grudnia 2022 roku w wieku 81 lat w jednym z warszawskich szpitali. Jego zięć, europoseł Ryszard Czarnecki, wspomina dziś ostatnie rozmowy z generałem.

Czy wybory prezydenckie zostaną unieważnione?! Nowe wieści z Sądu Najwyższego

„Teraz albo nigdy…” – ostatni plan Hermaszewskiego

– Bardzo się cieszył z tego wyjazdu. Mieliśmy lecieć do rodziny w Ameryce. Niestety… Teść przeszedł operację, kilka dni wcześniej trafił do szpitala. Pojawiły się powikłania, jego stan był poważny, a przecież miał już swoje lata – mówi nam Ryszard Czarnecki.– Powiedział: „Wiesz, Rysiek, teraz albo nigdy”. Niestety, okazało się, że to było już nigdy.

Tragiczne dzieciństwo i pogodny duch

Mirosław Hermaszewski urodził się 15 września 1941 roku we wsi Lipniki na Wołyniu. Po wojnie jego rodzina została przesiedlona na Dolny Śląsk, do Wołowa. Tam rozpoczął naukę i rozwijał swoje dziecięce pasje, przede wszystkim lotnictwo.

– Był człowiekiem pogodnym, mimo tragicznego dzieciństwa. Stracił ojca, który zginął z rąk ukraińskich szowinistów na Kresach. A jednak nigdy nie stracił optymizmu – wspomina Czarnecki, mąż Emilii, córki generała.

Rodzinny człowiek z pasją do życia

– Był bardzo rodzinny – świetny mąż, ojciec, ukochany dziadek. Dużo czytał, kochał polowania, potrafił godzinami opowiadać o swoich przygodach. Był duszą towarzystwa i znakomitym gawędziarzem, w jego obecności nikt się nie nudził – dodaje zięć jedynego polskiego kosmonauty.

Z Dęblina na orbitę – droga do misji Sojuz 30

W 1961 roku Hermaszewski wstąpił do legendarnej Szkoły Orląt w Dęblinie, którą ukończył z opinią jednego z najbardziej utalentowanych młodych pilotów. To otworzyło mu drogę do udziału w programie Interkosmos – wspólnej inicjatywie ZSRR i krajów bloku wschodniego.

27 czerwca 1978 roku, o godz. 17:27, Hermaszewski wraz z Białorusinem Piotrem Klimukiem wystartowali ze statkiem Sojuz 30 z kosmodromu Bajkonur. Po 26 godzinach zadokowali do stacji Salut 6. Przez niemal osiem dni wykonywali program badawczy. 5 lipca 1978 roku, po 7 dniach, 22 godzinach i 2 minutach, wrócili na Ziemię, lądując na stepach Kazachstanu.

Pierwszy i jedyny Polak w kosmosie

Powrót Hermaszewskiego do Polski był tryumfalny – awans na podpułkownika, tłumy witające go jak bohatera i symboliczna nagroda: nowiutki duży fiat. W tamtym czasie był dla Polaków wzorem odwagi, determinacji i dumy narodowej.

Awans, fiat i niechciany wpis do WRON

W 1981 roku Hermaszewski trafił do Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego (WRON). Jak twierdził, jego nazwisko znalazło się na liście członków bez jego wiedzy i zgody – z rozkazu przełożonych.

W 2018 roku groziła mu degradacja generalska na mocy ustawy PiS dotyczącej wszystkich członków WRON. Ustawę ostatecznie zawetował prezydent Andrzej Duda, podkreślając, że Hermaszewski nie powinien ponosić odpowiedzialności za decyzje, w których nie brał udziału z własnej woli.

Odszedł nagle. „Nikt się tego nie spodziewał”

– Mirosław był tak żywotny, że nikt z nas nie spodziewał się, że już z tego szpitala nie wróci. Będzie go nam bardzo brakowało – mówi ze wzruszeniem Ryszard Czarnecki.

Polityka SE Google News
Nie żyje Mirosław Hermaszewski

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki