Zieć wyznaje:

Hermaszewski miał spędzić święta z rodziną w Ameryce. Zmarł w szpitalu po operacji

Mirosław Hermaszewski (†81 l.), jedyny Polak, który był w kosmosie, zmarł w poniedziałek po południu w wyniku powikłań po operacji w jednym z warszawskich szpitali. Jak dowiedział się „Super Express”, emerytowany generał lotnictwa czekał właśnie na kolejny lot. – Z teściem mieliśmy wyjechać całą rodziną do USA na kilkanaście dni. Powiedział do mnie: – Mirosław Hermaszewski (†81 l.), jedyny Polak, który był w kosmosie, zmarł w poniedziałek po południu w wyniku powikłań po operacji w jednym z warszawskich szpitali. Jak dowiedział się „Super Express”, emerytowany generał lotnictwa czekał właśnie na kolejny lot. – Z teściem mieliśmy wyjechać całą rodziną do USA na kilkanaście dni. Powiedział do mnie: – Wiesz, Rysiek, teraz albo nigdy! Niestety, okazało się, że dla niego już nigdy – mówi nam Ryszard Czarnecki (59 l.), zięć jedynego Polaka w kosmosie.

– Bardzo się cieszył z tego wyjazdu. Mieliśmy lecieć do rodziny w Ameryce. Niestety... Teść miał operację w ostatnim czasie, został przyjęty do szpitala kilka dni temu, nastąpiły pewne komplikacje, stan był poważny, kiedy go operowano, a miał już swoje lata – mówi nam Ryszard Czarnecki.

Mirosław Hermaszewski urodził się 15 września 1941 r. w Lipnikach na Wołyniu. – Był człowiekiem, który mimo dramatycznego dzieciństwa – bo przecież stracił na Kresach ojca, zabitego przez ukraińskich szowinistów – był człowiekiem pogodnym – wspomina teścia Ryszard Czarnecki, mąż córki generała, Emilii (48 l.).

– Był bardzo rodzinny – świetny mąż, ojciec, ukochany dziadek. Bardzo dużo czytał. Jego pasją w ostatnich latach było polowanie, dużo czasu na to poświęcał. Był duszą towarzystwa, znakomitym gawędziarzem, sypał anegdotami. W jego towarzystwie nikt się nigdy nie nudził – mówi zięć jedynego polskiego kosmonauty.

W 1961 r. Hermaszewski wstąpił do słynnej Szkoły Orląt w Dęblinie. Ukończył ją z opinią jednego z najbardziej obiecujących polskich lotników, co otworzyło mu drzwi do starań o uczestnictwo w radzieckim programie Interkosmos. 27 czerwca 1978 r., o godz. 17.27, Mirosław Hermaszewski i Białorusin Piotr Klimuk (80 l.) wystartowali statkiem Sojuz-30 z kosmodromu Bajkonur w Kazachstanie. 26 godz. później załoga zadokowała do stacji kosmicznej Salut 6. Po wykonaniu programu badawczego, 5 lipca – po siedmiu dniach, 22 godz., 2 min i 59 s – wylądowali na stepach Kazachstanu.

Po powrocie do Polski czekał na Hermaszewskiego awans na podpułkownika i… duży fiat. Okrzyknięty bohaterem narodowym kontynuował karierę w wojsku. W 1981 r. został członkiem Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego, która administrowała Polską w okresie stanu wojennego. Jak twierdził Hermaszewski, znalazł się w niej na rozkaz, bez swojej wiedzy i zgody. O mało co nie przypłacił tego w 2018 r. utratą stopnia generała brygady na mocy przygotowanej przez PiS ustawy o degradacji wszystkich członków WRON. Ustawę zawetował jednak prezydent Andrzej Duda (50 l.), tłumacząc m.in., że Hermaszewski nie może zostać zdegradowany na mocy takiej ustawy.

– Mirosław był człowiekiem tak żywotnym, że w zasadzie nikt z nas nie spodziewał się, że teść już z tego szpitala nie wróci. Będzie go nam bardzo brakować – mówi Ryszard Czarnecki.

Nie żyje Mirosław Hermaszewski