"Super Express": - Zmiany w Ustawie o ochronie przyrody, pozwalające na wycinkę drzew bez zgody, które wprowadził PiS, zdenerwowały nawet samego prezesa. Na wewnętrznym spotkaniu miał wręcz powiedzieć, że pachną one "prawie lobbingiem". Pana zdaniem rzeczywiście za tymi zmianami stały jakieś nieczyste intencje?
Jan Mencwel: - Od dłuższego czasu mówimy o tym, że ta ustawa sprzyjała dwóm potężnym grupom interesu. Z jednej strony to lobby deweloperskie, które chce się łatwo i skutecznie pozbywać zieleni, by wycisnąć z każdej działki jak najwięcej metrów kwadratowych. Z drugiej strony to lobby firm wycinkowych, które przeżywają obecnie boom. Choć podpierano się interesem zwykłych ludzi, którzy chcą wyciąć drzewo na swojej działce, wyraźnie widać, że ta ustawa została jednak tak napisana, aby obie wspomniane grupy na tym zyskały.
- No właśnie, PiS przekonuje, że chodziło im o to, żeby ułatwić życie przede wszystkim tym, którzy mają na swojej działce zagrażające życiu i zdrowiu drzewo. A że zyskują na tym głównie deweloperzy, to być może wypadek przy pracy? Sam pan wie, jak u nas pisze się prawo.
- Może i przychyliłbym się do tej interpretacji, gdyby nie jeden szczegół. Chodzi mianowicie o tryb przyjęcia tej ustawy. Tempo było iście ekspresowe.
- Faktycznie, od wpłynięcia projektu do Sejmu do jego przyjęcia minęło zaledwie kilka dni.
- A do tego wszystkiego projekt przyjęto 16 grudnia w Sali Kolumnowej w chwili największego zamieszania w Sejmie. Prawo przyjęte w takim tempie, w takich okolicznościach i za takimi furtkami zawsze budzi podejrzenie, że powstało pod naciskiem jakichś grup interesu.
- Anna Paluch z PiS przekonywała na naszych łamach, że i tak 95 proc. decyzji administracyjnych dotyczących możliwości wycięcia drzew było pozytywne. Więc może deweloperzy wcale nie zyskują aż tak bardzo wobec tego, co już było.
- Nasze stowarzyszenie działa w Warszawie i od dawna obserwujemy, że rzeczywiście Ratusz szedł na rękę deweloperom. Zawsze jednak pozostawało te 5 proc., czyli sytuacje, kiedy wycinki naprawdę nie powinny mieć miejsca. Nowa ustawa sprawia, że tej ochrony zupełnie nie ma. Weźmy choćby sytuację w Warszawie, gdzie w ścisłym centrum miasta wycięto zieleń z jednego z niewielu skwerów w tej okolicy. Nie uważam, że poprzednie prawo było idealne, bo dla zwykłych ludzi oznaczało zupełnie niepotrzebne starcie z biurokracją, ale PiS przesadził teraz w drugą stronę.
- Posłanka Paluch przekonywała, że na wycinkę drzew o określonym obwodzie i tak musi zostać wydane pozwolenie. Uważa też, że rzeź zieleni to po prostu niestosowanie się do obowiązującego prawa.
- Nowa ustawa mówi, że owszem, obwody obowiązują, ale wyłącznie w wypadku, gdy wycinka będzie dotyczyć działalności gospodarczej. Jeśli chodzi o osoby prywatne, które na wycince nie zarabiają, to takich ograniczeń nie ma. Z tej furtki korzysta biznes. Taka sytuacja miała miejsce choćby na ulicy Stalowej w Warszawie, gdzie pewna firma chciała zbudować budynek wielorodzinny. Nagle się okazało, że działka, na której miał powstać budynek, nie należy już do tej firmy, ale do osób prywatnych, które są jednocześnie jej właścicielami. W ten sposób bez żadnych zezwoleń można było wyciąć całą aleję dużych drzew. Widać więc wyraźnie, jak szkodliwe i dziurawe PiS uchwalił prawo.
Zobacz także: Sławomir Jastrzębowski: Histerycznym pseudoekologom do sztambucha