Było słoneczne niedzielne popołudnie. Na zamkniętym osiedlu na warszawskim Ursynowie dzieci mieszkańców grały w piłkę. Mieszkająca tuż nad placem zabaw Renata P. zatrzęsła się z wściekłości, bo przez radosne okrzyki z podwórka nie mogła spokojnie wypocząć. - Zaraz do was zejdę! - krzyczała ponoć do małolatów. Chwilę później była już z mężem na dole i bez zastanowienia zabrali dzieciom piłkę. Jeden z chłopców pobiegł za emerytami, by upomnieć się o swoją zabawkę, ale szybko tego pożałował.
- Między starszym mężczyzną a dzieckiem wywiązała się szarpanina. Chłopiec został uderzony w głowę - mówi kom. Joanna Banaszewska z lokalnej policji, którą na miejsce wezwał ojciec 12-latka. Zanim jednak patrol przyjechał, wzburzone małżeństwo próbowało wsiąść do auta i uciec przed konsekwencjami. Wtedy ojciec chłopca rzucił się w ich kierunku i własną piersią zagrodził emerytom dostęp do pojazdu. - Zabrał właścicielowi kluczyki, chcąc go powstrzymać przed odjazdem z miejsca zdarzenia. Wtedy żona starszego mężczyzny pogryzła interweniującego ojca. Na miejsce zostało wezwane pogotowie, które opatrzyło powstałe rany - mówi jeden z policjantów, którzy byli na miejscu zdarzenia.
Matka Justyny Pochanke poproszona przez nas o wyjaśnienie wyjątkowo agresywnego zachowania odpowiedziała bez chwili wahania. - Ci rodzice to bandyci i ich dzieci są takie same. To ja zostałam zaatakowana. Próbowano mi odebrać kluczyki do auta, musiałam się bronić! - stwierdziła kobieta. Zawiadomienia na policji jednak nie złożyła. Nie złożył go również pogryziony ojciec.
- Pouczyliśmy obie strony, że mogą złożyć zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa z artykułu 217 Kodeksu karnego, czyli naruszenia nietykalności cielesnej, które jest ścigane z oskarżenia prywatnego. Żaden wniosek nie wpłynął - kwituje kom. Banaszewska.
Zobacz: Krańcowe chamstwo w Sejmie. Groziły jej rękoczynami!