"Super Express": - Publikacja WikiLeaks stała się głównym tematem mediów na całym świecie. Część z nich twierdzi, że powstrzymałaby się od publikacji. Oczywiście nie ta, która miała taką możliwość...
Grzegorz Miecugow: - Jestem zdecydowanie przeciwny wewnętrznej cenzurze. Dziennikarz otrzymując jakieś materiały, powinien je publikować. Jego rolą nie jest kunktatorskie rozważanie, co ugodzi, a co nie czyjeś dobre imię. Wy w "Super Expressie" opublikowaliście np. materiały dotyczące Krzysztofa Piesiewicza. I ze względu na to, że jest osobą publiczną, nikt nie powinien mieć do was pretensji. Podobnie z WikiLeaks.
Przeczytaj koniecznie: Leszek Miller: Miedwiediew i Wikileaks
- Czy zgadza się pan z głosami, że publikacje WikiLeaks zmienią nieco obraz dyplomacji i podejście ludzi do polityków?
- Niekoniecznie. Nieoficjalne opinie polityków robią większe wrażenie niż oficjalne, kiedy mówią choćby o zagrożeniach. WikiLeaks uzmysłowi jednak, jakim orężem może być Internet i cyfryzacja. Pojawią się jakieś złamane kariery, jak Niemca, który wynosił jakieś rzeczy z rządu na zewnątrz. Rzeczywistość zmieni się jednak tak, że następny Niemiec będzie ostrożniejszy. Dyplomatom będzie też nieco trudniej.
- USA sugerują, że Julian Assagne, szef WikiLeaks, powinien stanąć przed sądem, mówią o wysokich karach...
- Amerykanie niepotrzebnie się nadymają. Moim zdaniem nic mu nie zrobią, te zarzuty o gwałt też były mocno naciągane. Poprzednie publikacje WikiLeaks mówiły jednak więcej. Tym razem jestem raczej rozczarowany.
Grzegorz Miecugow
Szef zespołu wydawców TVN24, wykładowca UW