Leszek Miller: Miedwiediew i Wikileaks

2010-12-01 3:00

WikiLeaks, przekazując światowej prasie tysiące tajnych dokumentów, wstrząsnął amerykańską dyplomacją. Wydatnie pogorszył i tak niełatwą sytuację Białego Domu. Obniżył szanse Baracka Obamy na reelekcję i dał amunicję republikańskiej opozycji do frontalnego ataku. Nie za treść depesz, na które prezydent nie miał wpływu, ale za wadliwe procedury, które umożliwiły łatwą kradzież tajnych papierów.

W opublikowanych materiałach są i polskie ślady. Dotyczą okoliczności odejścia przez Amerykanów od programu tarczy antyrakietowej. Niektóre warszawskie media wpadły w histeryczne uniesienia: Polska zdradzona? Pakt USA z Rosją za naszymi plecami? - grzmią w tytułach. Inne piszą o podwójnej grze Obamy, której ofiarą padła naiwna Polska. W rzeczywistości nie było żadnej podwójnej gry i Polska nie została zdradzona. Już przed wyborami prezydenckimi w USA było jasne, że jeśli zwycięży Obama, wycofa się z tego projektu. Głównym zainteresowanym realizacją projektu był prezydent Bush, a nie jego następca. Przyszły prezydent jak i jego otoczenie mnożyli poważne zastrzeżenia, ale Warszawa wolała udawać, że ich nie widzi. Zamiast poczekać na wynik wyborów, Polska wpisała się w scenariusz odchodzącego lokatora Białego Domu, ponosząc koszty polityczne, a potem patrząc bezsilnie, jak instalacja odpływa, bo w Stanach Zjednoczonych zmienił się rząd.

Dla Lecha Kaczyńskiego i nacjonalistycznej prawicy dziesięć antyrakiet i skromna bateria patriotów zdolna osłonić kawałek Warszawy miały być wielkim zwycięstwem w zimnej wojnie polsko-rosyjskiej. Ale polskie władze dostały bolesną lekcję realnej, a nie wydumanej i prowincjonalnej polityki. Nie mogło być inaczej, skoro z punktu widzenia Waszyngtonu głównym zagrożeniem dla Zachodu były i są: terroryzm islamski i reżimy teokratyczne, które jak Iran wyciągają ręce po broń nuklearną, a nie Rosja Miedwiediewa i Putina. To, że rządzące wówczas w Polsce elity uważały inaczej, nie miało większego znaczenia.

Lekcja realnej polityki przyda się podczas wizyty prezydenta Miedwiediewa. To jasne, że Polska i Rosja pozostaną tam, gdzie są. Nawet najcieplejsze relacje przywódców nie zmienią geopolityki. Nasze kraje dalej będą członkami innych sojuszy, a interesy w wielu sprawach pozostaną rozbieżne. Ale najwyższa pora, aby Polsce ostatecznie odkleić maskę rusofoba przyklejoną przez nieżyjącego prezydenta. Lech Kaczyński we współpracy z państwami bałtyckimi, Ukrainą i Gruzją próbował bez powodzenia budować kordon sanitarny oddzielający Rosję od Europy. Była to polityka histeryczna, a nie strategiczna. Szkodliwa dla Polski i całkowicie oderwana od rzeczywistości. Polityka osłabiająca pozycję naszego kraju, bo Polska nie będzie słuchana w świecie, jeśli nie będzie umiała racjonalnie rozmawiać z Rosją.

Wizyta rosyjskiego prezydenta przypada na czas ocieplenia polsko-rosyjskich stosunków. Złożyło się na to nasze przekonanie, że z Rosją trzeba współpracować "taką, jaka jest", ale też elity moskiewskie zrozumiały, że trudno jest ułożyć poprawne stosunki z Europą bez porozumienia z Polską. Niepodległa i demokratyczna Rzeczpospolita nie jest dla nich "bliską zagranicą", ale bliskim Zachodem. Atrakcyjnym partnerem w interesach rozumiejącym, że bezpieczeństwo Europy i świata powinno być budowane razem z Rosją, a nie przeciwko niej.

Nasi Partnerzy polecają