Gang karateków działał w latach 90. To członkom tej grupy Prokuratura Okręgowa w Krakowie postawiła kilka dni temu zarzuty zabójstwa byłego premiera PRL Piotra Jaroszewicza (†83 l.) i jego żony Alicji (†67 l.). Dwaj podejrzani przyznali się do winy. - Podejrzani to członkowie tzw. gangu karateków: Dariusz S., Marcin B. oraz Robert S. Grupa ta w latach 1993-1995 dokonała kilkudziesięciu wyjątkowo brutalnych napadów rabunkowych w całej Polsce - informowała Ewa Bialik z Prokuratury Krajowej. W 1994 r. jednym z poszkodowanych przez bandę z grupy karateków był Wiesław P., biznesmen spod Puław (woj. lubelskie). Jak informowały media, przedsiębiorca oszacował wówczas straty na 3 mld starych zł. Postanowił jednak działać i dzięki kontaktom wynajął grupę pruszkowską z "Pershingiem" i "Masą" na czele. - To był 1994 r. Wsiedliśmy w auta, pojechaliśmy do tego Radomia, na miejscu ich poturbowaliśmy, a potem zawieźliśmy ich do tego biznesmena i tam spuściliśmy im potężny wp..ol. Wierciliśmy im kolanka. Bez wiercenia by się nie obyło, bo to były harde łobuzy. A karatecy przepraszali, błagali o litość - opowiada nam Jarosław Sokołowski "Masa". - To my rozwaliliśmy grupę karateków. Dobrze, że zostali w końcu zatrzymani. Dobrze wiedzieliśmy, komu borujemy wtedy te kolanka, bo karatecy to byli bardzo źli ludzie - dodaje "Masa".
Przypomnijmy, że w czwartek krakowski sąd podjął decyzję o trzymiesięcznym aresztowaniu Marcina B. i Roberta S. Natomiast Dariusz S. siedzi już w areszcie w związku z inną sprawą, a nieoficjalnie ma być "małym świadkiem koronnym".