"Super Express": - W środę sąd umorzył proces przeciwko panu i trójce pana współpracowników z CBA. Prokuratura wskazywała na przekroczenie uprawnień w tzw. aferze gruntowej.
Mariusz Kamiński: - Z jednej strony taka decyzja sądu to dla mnie powód do ogromnej satysfakcji. Sąd swoją decyzją uznał bowiem, że wszystkie działania CBA w tej sprawie były w pełni legalne. Z drugiej strony pojawia się bardzo poważne pytanie o działania prokuratorów w tej sprawie.
- Co ma budzić wątpliwości?
- Decyzja sądu usankcjonowała największą porażkę, jaką może ponieść prokuratura, czyli umorzenie sprawy jeszcze przed rozpoczęciem procesu. Sąd uznał, że w ogóle nie było podstaw do złożenia aktu oskarżenia. Apeluję więc do prokuratora generalnego, pana Andrzeja Seremeta, aby uważnie przyjrzał się prokuratorom, którzy postawili zarzuty w tej sprawie. Chciałbym, żeby odpowiedział na pytanie, kto i kiedy podejmował decyzje o wszczęciu tego śledztwa.
- Może jednak dobrze, że prokuratura zajęła się tą sprawą. Usankcjonowało to legalność metod CBA.
- Paradoksalnie ma pan rację. W wymiarze instytucjonalnym potwierdzono, że metody stosowane przez CBA były zgodne z obowiązującym w Polsce prawem. Natomiast w sensie indywidualnym ta sprawa posłużyła Donaldowi Tuskowi do odwołania mnie z funkcji szefa CBA.
- Jak miałby to wykorzystać?
- Nie odsłonię żadnej tajemnicy, kiedy powiem, że przed komisją śledczą ds. afery hazardowej wyraźnie stwierdzono, iż decyzje o kształcie zarzutów, które zostały mi postawione, zapadły w gabinecie ówczesnego prokuratora krajowego Edwarda Zalewskiego. Narada trwała kilka godzin i zostali na nią ściągnięci szefowie prokuratury okręgowej i apelacyjnej oraz prokurator prowadzący tę sprawę.
- Sugeruje pan, że te zarzuty miały podtekst polityczny?
- Występuje tu pewna koincydencja, która wydaje mi się nieprzypadkowa. Ta narada odbyła się kilkanaście dni po tym, jak poinformowałem premiera Tuska o aferze hazardowej. Chwilę potem pojawiają się nieoczekiwane zarzuty, które, jak dziś już wie opinia publiczna, były zupełnie bezpodstawne, i które prowadzą do mojej dymisji.
- Czemu miały służyć te zarzuty?
- Szefa CBA odwołać nie jest wcale tak łatwo i premier musiał mieć bardzo konkretny powód. Nie wystarczy tu bowiem kwestia braku zaufania. Za to zarzuty prokuratorskie były premierowi bardzo na rękę. Dzięki nim mógł mnie bowiem odwołać i uniemożliwić dalsze wyjaśnianie afery hazardowej i innych spraw, które były dla władz niewygodne.
- Czuje pan moralne prawo do powrotu na stanowisko szefa CBA?
- Na pewno byłby to dla mnie ogromny zaszczyt, ale musi tu zapaść decyzja polityczna rządzących. Wątpię, żeby ci ludzie byli w stanie zachować się przyzwoicie i ponad podziałami politycznymi podjąć taką decyzję. Kiedy wyrok sądu się uprawomocni, wraz ze współpracownikami dokonam analizy prawnej i podejmę odpowiednie kroki, żeby na stanowisko szefa CBA wrócić.
Mariusz Kamiński
Wiceprezes PiS, były szef CBA