Dwupiętrowa willa na warszawskim Mokotowie. Przekraczając próg mieszkania Kiszczaków, ma się wrażenie, jakby czas się tu zatrzymał. Zabytkowe meble, stare obrazy, a na ścianie w salonie kilka fotografii zmarłego komunistycznego generała. To tutaj przez ponad 30 lat leżały dokumenty na Lecha Wałęsę.
- Z tygodnia na tydzień mąż czuł się coraz gorzej. Pewnego dnia poprosił, byśmy weszli do jego gabinetu na drugim piętrze. Wskazał palcem segment szafy. Poradził, bym otworzyła. Tam była m.in. teczka z zobowiązaniem TW Bolka do współpracy z SB - mówi nam Maria Kiszczak. - Powiedział mi, że w razie kłopotów mam z teczką "Bolka" pójść do IPN - dodaje nam żona generała.
I po raz kolejny zapewnia. - Naprawdę nie wiedziałam o istnieniu dokumentów o Wałęsie. Mąż trzymał to wszystko przez lata w wielkiej tajemnicy - dopowiada. I przekonuje nas, że żałuje, iż ujawniła teczkę byłego prezydenta.
- Nie przeczytałam listu Czesława, w którym napisał, żeby materiały ujawnić pięć lat po śmierci Wałęsy. Żałuję, że rozpętałam aferę. Jest mi z tym bardzo ciężko, choć pokazałam kawałek wielkiej historii - podkreśla Maria Kiszczak. I zapewnia, że te dokumenty dowodzą tego, iż to jej mąż był głównym bohaterem lat osiemdziesiątych. - To mój mąż obalił komunizm, a nie Wałęsa. Gdyby Czesław nie chciał zmian, nie doszłoby do nich. To Kiszczak przyczynił się do budowy demokracji w Polsce i jest bohaterem narodowym, a historia go kiedyś doceni. To był wielki polski patriota - mówi na koniec Maria Kiszczak.
Zobacz: Teczka TW "Bolka" sfałszowana? IPN rozpoczyna śledztwo