"Super Express": - Podatek handlowy od obrotów i podatek bankowy przełożą się na obciążenia dla klientów?
Marek Zuber: - Tak. Choć raczej podatek bankowy, a nie handlowy.
- Zapytam inaczej... Czy gdyby rząd nie wprowadził podatku bankowego, to banki nie znalazłyby innego uzasadnienia, by i tak opłat nie podnieść? Jaki podatek wprowadzono rok temu? Albo dwa lata temu? A opłaty i tak rosły...
- Oczywiście, że by wzrosły.
- Rozbrajające.
- Wystarczy popatrzeć na system bankowy. W 2014 roku bez żadnego podatku bankowego koszty systemu wzrosły o 15 proc. O tyle wzrosły prowizje, opłaty itd. Mamy bardzo niskie stopy procentowe, więc tym bardziej banki będą poszukiwały możliwości zarabiania gdzie indziej. I nie ma znaczenia, że w ustawie zapisano, że nie można przerzucić tego na klienta. Zapisać można wszystko, ale sprawdzić się tego nie da. Banki mogą to tłumaczyć różnie, często kuriozalnie, jak ostatnio PKO BP.
- Dlaczego podatek od sieci handlowych obciąży klientów mniej niż bankowy?
- W bankach tego nie ma, ale w przypadku sieci handlowych mamy do czynienia od lat z faktyczną konkurencją. Kiedyś wydawało nam się niemożliwe ruszenie tych wielkich sieci supermarketów, ale wejście na rynek i sukces Biedronki zrewolucjonizowało handel, nie tylko spożywczy. Małe sklepy i dyskonty zmieniły rzeczywistość. Tu podatek też wpłynie na ceny, ale część podatku zostanie przerzucona na dostawców, a podatek półtora procent wpłynie na cenę np. jogurtu, podnosząc ją z 2 zł na 2 zł 3 grosze. I tej ceny się nie zmieni, tylko upcha po innych produktach.
- Realnie dla klienta oznacza to, że...
- Realnie będzie to niezauważalne, bo przy kwocie 100 złotych będzie to 6-7 groszy więcej. W bankach będzie inaczej, bo są też w nieco trudniejszym momencie. Latami system był w bardzo dobrej sytuacji, zwłaszcza jeżeli chodzi o generowanie zysku dla właścicieli.
- Zysku, od którego unikali podatku.
- Transferowali to za granicę w postaci dywidend i na różne inne sposoby.
- Skoro banki i tak podniosłyby opłaty klientom, jak zwykle, to w sumie z punktu widzenia państwa ten podatek jest słuszny. Podatek wynosi 0,44 proc., a wiadomo, że banki podnoszą to zawsze dużo wyżej. To nie rząd, ale banki są tu nie w porządku wobec klienta.
- Wszystko się zgadza, ale sytuacja nieco się zmieniła. Teraz banki muszą się złożyć na Bankowy Fundusz Gwarancyjny. To jest ok. 8 miliardów złotych, czyli więcej niż połowa ich oficjalnego zysku. Muszą się też przygotować do tzw. problemu frankowiczów, bo stało się jasne, że jakaś forma tej ustawy jednak będzie i banki obciąży. I skoro banki potrzebują środków, to nie podzielą się nimi z fiskusem. Zatem przerzucą to na klienta. Teraz przynajmniej część z tej kolejnej podwyżki nie trafi do banków, ale do budżetu. Choć podniesienie opłat znacznie bardziej niż wynikałoby z podatku bankowego będzie dla banków trudne, bo spotka się z falą krytyki.
- A co im tam krytyka, skoro, jak pan wspomniał, prawdziwej konkurencji między nimi nie ma... Mamy w Polsce zmowę banków?
- Może tak mocno tego bym nie ujął, ale w Polsce mamy 60 działających banków i cztery grupy banków spółdzielczych. To nie znaczy jednak, że w każdym mieście i wiosce mamy 60 oddziałów banków. Realna konkurencja w wielu miejscach jest niewielka, bo nie każdy jest biegły w posługiwaniu się internetem. Niespecjalnie mają też interes, by konkurować o klientów konkurencji, bo takie bezpieczne, sympatyczne trwanie i tak generuje potężne zyski bez ryzyka. Wiele kosztów jest też łatwo ukrywanych przed klientem.