"Super Express": - Spodziewał się pan, że za wyrzuconymi posłankami tak otwarcie ujmą się koledzy?
Marek Migalski: - Na początku wydawało się, że wystarczy wyrzucić mnie. Później Kluzikową i Jakubiak. I nagle okazuje się, że trzeba wyrzucić połowę partii. I to tę, która zapewniała zwycięstwa, przez dotarcie do centrowego elektoratu. Bez tego PiS będzie wciąż silny, ale trwale zmarginalizowany i opozycyjny. Okazało się też, że groźba wyrzucenia nie zamyka ust politykom, którzy uznają dzisiejszą linię za błędną.
Patrz też: Paweł Wroński: Ziobro gwarantuje PiS zachowanie elektoratu i fortunę
- Mówi pan o połowie. Na rok przed wyborami do parlamentu tak wielu może zabraknąć odwagi.
- Wśród posłów może nie aż połowa, ale pod względem jakości będą to istotne nazwiska. Dziś wybory wygrywa się nie masami, ale pomysłem, inteligentnym marketingiem i wiarygodnością. Wybory wielu mogą pomóc w decyzji. Zdadzą sobie sprawę, że przy obecnym kursie PiS ich szanse będą spadały.
- Wsłuchując się w wystąpienia posłów Kamińskiego i Poncyljusza widać, że znają już swoją przyszłość. Nie chcą jednak rzucić legitymacją. Oczekują, że zostaną wyrzuceni?
- Nie zgadzam się z tym. To, że ktoś mówi szczerze, pełną piersią, nie znaczy, że prowokuje. Ciekaw jestem, jak władze PiS poradzą sobie z tą szczerością. A może już do niej dojrzały? Poparcie przez Poncyljusza polityka PO jeszcze 4 lata temu byłoby normalne. We Wrocławiu PO i PiS popierały Dutkiewicza.
- Mariusz Błaszczak sugeruje, że to nie była szczerość, ale świadoma akcja polityczna posłanek.
- Ależ nie było żadnej akcji. Wyrzucono je, by mieć na kogo zrzucić winę za piątą już klęskę wyborczą. Do opinii posła Błaszczaka dodałbym insynuacje Zbyszka Ziobry, który twierdził, że słyszał w lipcu w europarlamencie od Czechów, że część europosłów PiS ma plany rozbicia partii. Ciekaw jestem, czy poseł Ziobro dowiedział się tego po angielsku, czy po czesku? Mówię w obu tych językach i nic takiego nie słyszałem. Chciałbym też kiedyś zobaczyć tego Czecha. To kwestia wiarygodności Ziobry. Jeżeli nie ma takiej osoby, mam nadzieję, że przeprosi opinię publiczną za wprowadzanie jej w błąd. Teoria o spisku jest szeroko znana, ale kłamliwa.
- A propos języków... Rok temu Ziobro krytykował posłów Kamińskiego i Bielana, za co prezes Kaczyński wysłał go na naukę angielskiego. Kiedy Ziobro zaczął z tym samym Kaczyńskim stawiać ich do kąta?
- To kwestia kilku, może trzech ostatnich miesięcy. Zapadła decyzja o przekazaniu władzy Ziobrze i to w jelcynowski sposób. Przy zachowaniu wszelkich proporcji tak przekazywano władzę Putinowi przy gwarancji bezpieczeństwa rodzinie. W PiS też obwarowano to jakimiś trwałymi warunkami.
- Ziobro rządzi już PiS?
- Tak. Jest nie tylko faktycznym prezesem partii, ale sojusz "ziobraków" z "zakonem PC" obsadził wszystkie istotne stanowiska. Zamieniając partię w taki rozdęty, nowy LPR. Wyrzucanym dziś politykom nie odpowiada pozbawianie PiS szansy walki o umiarkowany elektorat, a przez to zwycięstwa z PO w wyborach. Skazanie się na obserwowanie beznadziejnych, gnuśnych rządów Platformy. W PiS funkcjonuje też wewnętrzny wywiad. Ludzie donoszą na siebie, informacje są gromadzone i w swoim czasie wykorzystywane. Awanse związane są z donosicielstwem. To chore.
Przeczytaj koniecznie: Zbigniew Ziobro zamieni blondynkę na goryla z BOR?
- Ziobro wyrósł, choć prezydent Lech Kaczyński podobno nie chciał z nim rozmawiać. To prawda?
- Nie miałem kontaktów z prezydentem, ale to było powszechnie znane. Od trzech lat nie było między nimi żadnych kontaktów, nie mówiąc o sympatii. Nie zdawałem też sobie sprawy, że podział na ludzi Lecha Kaczyńskiego i resztę jest tak głęboki. Tak jak w wierszu Herberta, o istnieniu potwora świadczą jednak jego ofiary.
- Władze PiS podkreślają, że na wywiady w mediach bijące w lidera i kampanię musiały zareagować.
- Kiedy Andrzej Halicki zaatakował personalnie premiera Tuska, nikt go z PO nie wyrzucił. Stracił tylko stanowisko rzecznika partii. Nie było jednak sugestii, że jest szpiegiem PiS. Platforma pielęgnuje swoje skrzydła, awansuje Gowina. PiS swoje skrzydła poucinał. Zobaczymy, kto będzie piękniej latał.
- W Brukseli pan czy Michał Kamiński kontaktujecie się z Ziobrą na co dzień. Jak to wygląda? Udajecie, że oglądacie obrazki na ścianach?
- To spór polityczny, o przyszłość i skuteczność PO, a nie personalne waśnie. Dopóki nie przekracza granic kultury, zachowujemy się normalnie. W mojej wizji PiS Zbigniew Ziobro i jego ludzie w pełni się mieścili. Byli bardzo potrzebni. Trzeba przecież docierać do różnych elektoratów. Osobiście bardzo lubię Zbyszka, jego brata czy "Kurę" (Kurskiego). Ale to w wizji Ziobry, czyli PiS jako nieco większego LPR, tacy ludzie jak my się nie mieszczą.
- Obie posłanki zapowiedziały, że pozostaną w polityce, ale do PO ani PSL nie wejdą. Więc nowa partia?
- Jeżeli w ogóle powstanie, będzie efektem polityki Ziobry, który za pomocą Kaczyńskiego systematycznie wypycha z PiS wszystkich, którzy mogliby być kiedyś konkurentami do władzy.
- Wychodząc z roli polityka jako politolog - naprawdę widzi pan szanse dla nowego ugrupowania?
- W takiej dywagacji musimy pamiętać, że były już dwie partie: PiS i Platforma, którym świetnie udało się wejść i rozbić istniejący układ polityczny AWS-SLD.
- Ale w innych realiach. Przed powstaniem ustawy o finansowaniu partii z budżetu...
- To prawda, ale we współczesnej telekracji coraz mniejsze znaczenie będą odgrywać pieniądze, a coraz większe pomysł, inwencja. Wokół Ziobry i Kaczyńskiego takich kreatywnych postaci jest coraz mniej. Ostatnim wróży się rychłe wyrzucenie. Pytanie, jak długo sami wyborcy będą zadowoleni z antymodernizacyjnej wojny PO i PiS? Pewna część Polaków może dojść do wniosku, że to nie jest normalna polityka i poprą nowy produkt. Używam porównania ekonomicznego, bo jak będzie popyt, to pojawi się i podaż. W dużej mierze zależy to też od mediów, czy dostrzegą potrzeby takiego ugrupowania.
- Marek Borowski chciał kiedyś tworzyć lepsze, otwarte SLD. Miał przychylność mediów i poniósł klęskę. Teraz możemy mieć dwa PiS z różnicą, wyrażaną estetyką i tym, kto lubi a kto nie lubi Ziobry.
- To prawda, to nie mogłaby być jakaś inna wersja PiS. To musiałby być POPiS. Powrót do koncepcji, która wybrałaby to, co najlepsze w PiS i Platformie. Moim zdaniem więcej dobrego było w PiS, ale nowa partia musiałaby być w miarę równa. Po tym, gdy nie doszło do koalicji, obie partie zasklepiły się w sobie, tracąc to, co najlepsze. Dziś PO i PiS stały się swoimi karykaturami.
Patrz też: Migalski: Kaczyński nie jest prezesem! W PiS rządzi Ziobro – "władował się na tron"
Więcej
http://www.se.pl/wydarzenia/kraj/migalski-kaczynski-nie-jest-prezesem-w-pis-rzadzi-_158827.html
- Nie dopuszcza pan do siebie myśli, że może Kaczyński ma rację? Może wyjściem dla PiS jest właśnie konsolidacja twardego elektoratu?
- To głosy wynikające z wiary w geniusz Kaczyńskiego. Wyleczyłem się już z tej choroby, w której króluje wiara, że Kaczyński wszystko ma zaplanowane i przewidziane do 2025 r. Szef PiS to niewątpliwie przenikliwy analityk, wielki patriota i w wielu kwestiach postać wybijająca się nad inne. Tylko że ten przenikliwy analityk wygrał w swoim życiu tylko jedne wybory w 2005. Wszystkie inne przegrywał. Zwróćmy też uwagę, że oprócz Adama Lipińskiego nie ma już dziś w jego otoczeniu partnerów, z którymi mógłby usiąść i przeanalizować sytuację. Otaczają go ludzie potrafiący tylko przytakiwać. Nie potrafią przyjąć, że w jakiejś decyzji prezesa nie ma trzeciego dna, że może być po prostu błędna. Nawet wybitna postać, a taką jest Kaczyński, bez możliwości konfrontacji poglądów musi kroczyć od błędu do błędu.
Dr Marek Migalski