„Super Express”: - Joachim Brodziński pytany, czy idzie do PE zarabiać pieniądze, stwierdził, że jakby chciał się dorobić, to poszedłbym do spółki Skarbu Państwa. Chwila szczerości polityka, który przyznaje, jak się u nas państwowe firmy traktuje?
Dr Marek Migalski: - Nawet nie tyle chwila szczerości, co wpadka. Czasami takie chlapnięcie się politykowi w chwili słabości zdarza. Joachim Brudzinski w momencie, kiedy zobaczył, że to jest temat dla mediów, zorientował się dopiero, co powiedział. Trzeba sobie szczerze powiedzieć, że jest oczywistością w polskiej polityce, że miejscami w spółkach Skarbu Panstwa kupuje się poparcie działaczy. Tym się kieruje ich rodziny. No i bądźmy uczciwi: nie jest to wyłącznie przypadłość PiS.
- Owszem, ma to swoje długie tradycje w III RP.
- Jeśli wsłuchać się w doniesienia medialne, to PiS uczynił z tego procederu mistrzostwo świata. Niemniej, każdy kto ma pamięć lepszą niż złota rybka, doskonale wie, że tak samo postępowały PO-PSL, SLD, AWS i to nie Jarosław Kaczyński wymyślił wykorzystywanie spółek Skarbu Panstwa do zapewniania ciepłych synekur swoich działaczom i ich rodzinom.
- Znając rzeczywistość, musimy przechodzić nad tym do porządku dziennego?
- Dotychczas przemawiał przeze mnie politolog, który analizuje rzeczywistość. Jako obywatel uważam jednak, że tak oczywiście być nie powinno. Niestety, tak jest i co gorsza, nie bardzo widać, żeby ktokolwiek miał ochotę, żeby to się zmieniło. Jest to po prostu skuteczne narzędzie uprawiania polityki dla każdej partii rządzącej. Wiąże to dziesiątki tysięcy ludzi z taką partią, a także ich rodziny. Jeśli to się pomnoży przez znajomych królika, to daje to realne poparcie. Z kolei w czasach opozycji perspektywa korzystania z fruktów, które oferują państwowe spółki, utrwala przywiązanie do danej formacji, bo ludzie ci żyją nadzieją, że przyjdzie im z tego skorzystać.
- W normalnych demokracjach przechowalnią dla wielu polityków i działaczy są fundacje polityczne, które powstają przy partiach politycznych. U nas ich rolę – niczym w republice bananowej – przejęły właśnie państwowe spółki.
- Coś w tym jest. Te fundacje polityczne na Zachodzie żyją co prawda z pieniędzy podatników, ale właśnie na nie te pieniądze oficjalnie idą. Nikt się nie może tam oburzać, że jakiś drugo- czy trzecioplanowy polityk pracuje w jakiejś fundacji okołopartyjnej, bo po to one są: tam przygotowuje programy, kampanie itd. Wszystko jest tak, jak być powinno. Natomiast w Polsce, spółki Skarbu Państwa nie zostały powołane do tego, żeby zapewniać ciepłe posadki zasłużonym działaczom lub przegranym politykom, których trzeba jakoś zagospodarować.
- Jakoś to polityków nie zniechęca, żeby tak je traktować.
- I efekt tego taki, że np. pani Małgorzata Sadurska, która w pewnym momencie zniechęciła się do pracy w Kancelarii Prezydenta i poszła pracować na wysokie stanowisko w panstwowej spółce, zarabiała tyle pieniędzy miesięcznie, że stać by ją na to, by kupić sobie 3 tony ośmiorniczek. Można tylko powiedzieć jedno: smacznego!
Rozmawiał Tomasz Walczak