Marek Król: Świsty wuefisty

2011-03-28 12:45

Smak wykluczenia poznałem w dzieciństwie. Rówieśnicy z osiedla pudełkowych domków wołali za mną Żyd i parobek. W PRL panował wtedy najbardziej postępowy ustrój. Po 1956 rozkwitał socjalistyczny humanizm. Nie mam zdolności Grossa i nie potrafię z doświadczeń dzieciństwa wyciągnąć prostych, uogólniających sądów. Coraz częściej wykluczający i wykluczeni zamieniają się rolami. Część odreagowuje po latach poniżenia. Kilka uogólnień i świat staje się prostszy.

"Złote żniwa" Grossa oferują nam taki prosty, niemal czarno-biały obraz Polaków w czasie i po wojnie. Tak prosty jak umysł dziennikarskiego lisa, który tropi polski antysemityzm. Postępaki mediów czynią to z zaangażowaniem niegdysiejszych antysemitów Jaruzelskiego szukających Żydów w wojsku. Żniwiarze mediów są odważni jak rosyjski pisarz Wasilij Grossman. W 1945 r. był on autorem wstrząsającego reportażu o obozie w Treblince. Gross składa pisarzowi w książce hołd, choć jego fascynacja nieco zaskakuje. Jan Karski, którego miałem okazję poznać w Waszyngtonie, mógłby być zdziwiony fascynacją Grossa.

Przeczytaj koniecznie: Marek Król: Kto żyw na falochron! Są ofiary trzeciej fali nowoczesności Tuska

Karski kilka lat przed Grossmanem poinformował Zachód o obozach koncentracyjnych i losie Żydów. Dotarł do samego Roosevelta, ale ten nie uznał tragedii Żydów za wydarzenie kluczowe dla USA. Ten sam Roosevelt, który w 1939 r. kazał odesłać statek z niemieckimi Żydami do Europy na pewną śmierć. A przecież Rooseveltowi nie groziła śmierć za ukrywanie Żydów.

Wielki Polak Jan Karski narażając życie, walczył o uratowanie Żydów, choć wielu rodaków zachowywało się jak to opisał Gross. Radziecki pisarz Grossman był wówczas tylko stalinowskim propagandystą. Reportaż z Treblinki miał odciągać uwagę od zbrodni Stalina. Grossman stał się wielki pod koniec życia, kiedy postawił znak równości między ludobójstwem Hitlera i Stalina.

Komuniści mordowali dla dobra ludzkości i są łagodniej traktowani przez lewicową inteligencję. Podobnie jak za inne wyczyny. Do dziś czystki antysemickie gen. Jaruzelskiego w wojsku postrzegane są jak incydent. Skoro przyjaciel Grossa nazwał Jaruzelskiego człowiekiem honoru, to jakże mu wypominać czerwone żniwa z lat 60.?

W czasie moich studiów pewien wuefista syczał niezadowolony z naszych ćwiczeń: "grosssss chłopców z filologii nosi okulary". Ja akurat nie nosiłem, ale wkurzały mnie świsty wuefisty. Nie znosiłem uogólnień.