"Super Express": - Platforma oskarża szefa MON ministra Macierewicza o przekroczenie uprawnień w zakresie dostępu do informacji niejawnych przez dopuszczenie Kazimierza Nowaczyka, Wacława Berczyńskiego i Bartłomieja Misiewicza do dokumentów związanych z przetargiem na caracale. MON odpowiada, że panowie mieli zgodę ministra, co oznacza, że nie złamali prawa.
Tomasz Siemoniak: - Wyjaśnienia ministerstwa w żaden sposób nie wyjaśniają tej sprawy. Chodzi bowiem o to, po co Antoni Macierewicz udzielił wielomiesięcznego dostępu do dokumentów związanych z przetargiem osobom, które nie miały do tego prawa. To robi się poważne w kontekście słynnej wypowiedzi pana Berczyńskiego, kiedy przyznał się, że to on jako pełnomocnik do spraw śmigłowców "wykończył" caracale. Oczywiście można by uznać, że to jest jakaś mitomania pana Berczyńskiego...
- A nie jest?
- Od momentu, gdy okazało się, że miesiącami miał dostęp do dokumentów dotyczących przetargu, wcale mitomanią być nie musi. Po co szefowi komisji smoleńskiej dostęp do informacji na temat przetargu na śmigłowce? To był przetarg na 13,5 mld zł, poważna suma, a pan Berczyński przyznał się w wywiadzie do nielegalnego wpływu na przetarg. Artykuł 4 ustawy o ochronie informacji niejawnych mówi, że mogą mieć ten dostęp ci, którzy tą sprawą się zajmują. Nie ma czegoś takiego, że ktoś jest ciekaw, więc się go do tego dopuszcza.
- MON, powołując się na art. 34 ust. 5 tej samej ustawy, mówi, że wszyscy wymienieni mogli mieć dostęp do dokumentów, jeżeli wyraził pisemnie taką zgodę minister.
- Minister może, ale pytanie brzmi: po co była im ta zgoda?
- Tego nie wiem. Pytanie, czy jest to rzeczywiście złamanie prawa, czy tylko naruszenie dobrych zasad?
- Też jako minister mogłem mieć różnych znajomych, ale nie udzielałem im takich zgód tylko dlatego, że chcieli wiedzieć. W NATO jest taka dobra zasada "need to know", czyli każdy powinien wiedzieć tyle, ile musi i ani trochę więcej.
- Czyli złamanie zasady, a nie prawa?
- Moim zdaniem to łamie art. 4 tej ustawy, który dopuszcza do takich dokumentów tylko osoby zajmujące się daną sprawą. Jak bardzo prawo złamano, dowiemy się jednak dopiero po tym, kiedy ktoś wyjaśni, po co pan Berczyński chciał te dokumenty oglądać.
- Pańskim zdaniem - po co? Może minister nie miał czasu wszystkiego przejrzeć i dopuścił zaufanych?
- Nie żartujmy. Widać, jak ogromnym problemem dla PiS i ministra Macierewicza jest ta sprawa choćby po ucieczce pana Berczyńskiego. I słusznie podnoszona jest przez "Super Express" choćby sprawa majątku pana Berczyńskiego, która mogła powstać w jakiś sposób w związku z konkurencją dla caracali. Te powiązania budzą wątpliwości, czy wszystko było w porządku.
- Posłowie PO zapowiadają doniesienie do prokuratury o popełnieniu przestępstwa.
- Tak, to poważny przetarg na 13,5 mld zł, pan Berczyński przyznał się do wpływu na ten przetarg, a teraz wiadomo, że miał dostęp do dokumentacji.
- Ministerstwo zapowiada, że w związku z tym, że wymieniona trójka miała prawo oglądać dokumenty za pisemną zgodą ministra, jest to wprowadzanie prokuratury w błąd. I MON doniesie z kolei na was do prokuratury.
- To jest żenujące. Posłowie, tak jak wszyscy obywatele mają prawo, a nawet obowiązek donieść do prokuratury, jeżeli uznają, że mają wiedzę o przestępstwie. Co to za szantaż?! Jak po czymś takim ma się poczuć obywatel, który miałby taką wiedzę, skoro szantażuje się i straszy posłów? To niepoważne.
- Nie jest tak, że i Platforma, i MON wiedzą, że nikt nikogo nie skaże, ale donosicie do prokuratury, bo to daje polityczną zadymę? Politycy nawzajem nie będą się rozliczać, bo wtedy podają siebie następcom na talerzu...
- Absolutnie nie. Ta sprawa ma ogromny potencjał rozwojowy, to wygląda fatalnie. Dziś dodatkowo zwróciliśmy uwagę na sprawę transakcji za 2 mld zł z boeingiem, bez przetargu... To budzi dodatkowe pytania o powiązania pana Berczyńskiego. Czy dokumentację na ten temat też miał na swoim biurku?
- OK. Pamięta pan jednak, jak wiele razy donosiliście do prokuratury, jak miano rozliczać rządy PiS. I przez 8 lat nic z tego nie wyszło. Był teatr polityczny. Nawet minister Ziobro, który miał stanąć przed Trybunałem Stanu, nie stanął, bo policzyliście się tak, żeby na pewno do tego nie doszło, a dla pewności premier Kopacz otwierała w czasie głosowania skrzydło szpitala na Pomorzu.
- To jest zupełnie inna sprawa, nie dotyczy tylko Trybunału Stanu, bo np. pan Berczyński podlega prokuraturze.
- Czyli z Ziobrą był teatr, a teraz to już na serio?
- To nie był teatr, ale błąd Platformy. Tu prokuratura naprawdę powinna mieć się czym zajmować.
ZOBACZ: Awantura o Caracale. Szokujące słowa Wacława Berczyńskiego