Urządzenie to, postawione przez byłego szefa NBP na skrzyżowaniu Al. Jerozolimskich i Marszałkowskiej, wprawia codziennie miliony warszawiaków i przyjezdnych oraz mnie w totalną frustrację i żałość - skarżył się szwagier.
Bo wystarczy spędzić 5 minut na tym skrzyżowaniu, żeby na własne oczy zobaczyć na zegarze licznika, że polski dług wzrósł o 750 tys. zł. A w 7 min - ponad milion. I jeżeli wczoraj o godz. 9 wiedzieliśmy na pewno, że mamy 732 miliardy 80 milionów długów, to już o godz. 19, kiedy wracałem z roboty, było tego aż o 90 milionów więcej. Nic, tylko się napić. Bo co tu oszczędzać drobne przy takim dołku w narodowej sakwie. I dlatego twierdzę, że Balcerowicz musi odejść, bo Polaków w alkoholizm wpędza. Niech więc zabiera ten licznik do gabinetu ministra finansów Jacka Rostowskiego. Niech tamten pije, bo winny. A Polakom dajmy spokój. Bo czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal...