Pomyślą państwo być może, że jestem monotematyczny. Trudno - jeśli moim głównym tematem jako publicysty ma być ochrona naszych portfeli przed pazernością władzy, to niech będzie.
Nietrudno znaleźć wypowiedzi obecnego premiera - najnowsze sprzed ledwo pół roku - w których twierdzi on, że PiS żadnych podatków nie podnosi i nie zamierza. A nawet wręcz przeciwnie. Już wtedy Mateusz Morawiecki, mówiąc elegancko, mijał się z prawdą, dziś mijałby się jeszcze bardziej, choć zapobiegliwie tak stanowczych stwierdzeń już nie wygłasza.
Ja natomiast zrobiłem przegląd tego, co w ramach niepodnoszenia podatków i innych obciążeń miłościwie nam panująca władza już zrobiła lub zrobić zamierza, przedstawiając konkretne propozycje lub przynajmniej zapowiedzi.
Zmniejszenie lub skasowanie kwoty wolnej dla części podatników. Zniesienie limitu 30-krotności składek na ZUS. Prawdopodobne odejście od ryczałtowego ZUS (zapowiedź minister Emilewicz).
Opłata emisyjna doliczana do ceny paliwa. Sugerowane przez MZ podwyższenie składek zdrowotnych. Podatek "denny" (wynikający z ustawy Prawo wodne). Utrzymanie 23-procentowego VAT. Dalsze trzymanie w zamrożeniu progów podatkowych, niezmienianych od dziewięciu lat. Wyższe opłaty za wodę i ścieki. Planowane drastyczne podwyższenie limitu opłat za parkowanie w miastach. Planowany haracz za wjazd do "stref niskoemisyjnego transportu" w miastach. Danina solidarnościowa (czysty populizm, z którego finansowo nic nie wyniknie). Najnowszy pomysł - podatek "od nośników", zwany dla niepoznaki "opłatą reprograficzną", który na elektronikę chciała już nałożyć PO, ale się cofnęła. Oraz mnóstwo drobniejszych sposobów na wyciąganie pieniędzy, na przykład zwiększona opłata za przegląd auta, jeśli właściciel się z nim spóźni.
W Warszawie mówi się teraz, że Mateusz Morawiecki lubi niskie podatki. I dlatego nakłada tak dużo niskich podatków. W imię sprawiedliwości społecznej, rzecz jasna. Kto jest ciekaw, jaki jest finał tej polityki, niech poszuka w sieci filmów, pokazujących dzisiejsze szczęście klasy robotniczej i w ogóle całego narodu wenezuelskiego pod rządami prezydenta Nicolása Maduro. Tam właśnie majaczy finał drogi ku powszechnej socjalistycznej szczęśliwości, finansowanej z łupienia obywateli, na którą wprowadza nas rząd.