Łukasz Warzecha, połajanki malkontenta: Megahipersuperidiotyzm

2014-05-23 4:00

To ostatni dzień, kiedy mogę bezpiecznie napisać cokolwiek o wyborach, w gazecie czy na blogu. O północy zacznie działać jeden z najbardziej absurdalnych przepisów III RP: cisza wyborcza.

To ostatni dzień, kiedy mogę bezpiecznie napisać cokolwiek o wyborach, w gazecie czy na blogu. O północy zacznie działać jeden z najbardziej absurdalnych przepisów III RP: cisza wyborcza.

Na nonsensowność ciszy wyborczej - lub przynajmniej ciszy w jej obecnej postaci - od dawna wskazują komentatorzy. Przepisy nie zmieniły się od czasów sprzed Twittera, Facebooka i innych mediów społecznościowych. Państwowa Komisja Wyborcza do teraz nie jest w stanie przedstawić czytelnej wykładni, jak cisza wyborcza ma się do tych środków przekazu. Być może jej członkowie nie wiedzą nawet, co to jest Twitter, zaś o Facebooku myślą, że to gra planszowa dla dzieci. A pytanie jest istotne. Na Twitterze obserwuje mnie 17 tysięcy osób, ale jest to moje prywatne konto.

Jeśli napiszę na nim w trakcie ciszy, jakie mam przecieki dotyczące wyników, to łamię przepis czy nie? PKW nie wie, ale pewnie uznałaby, że tak. Tylko czym się to różni od prywatnej rozmowy z grupą znajomych? Zresztą przy okazji każdych wyborów od paru lat Internet jest jedną wielką kpiną z absurdalnych regulacji, które w coraz większym stopniu stają się fikcją. Ważniejsze jednak jest, że sama koncepcja ciszy wyborczej - kompletnie nieznana w USA czy Wielkiej Brytanii, mocno ograniczona choćby we Francji właśnie ze względu na nowe środki przekazu - przyjmuje jako założenie, że wyborca to głupek, którego trzeba chronić przed nadmiernymi emocjami i agitacją w końcówce kampanii.

Zobacz: Łukasz Warzecha: Wspólnicy drogowych morderców

Żeby - mówią zwolennicy ciszy wyborczej - nie podejmował decyzji pod wpływem emocji i impulsu. Ktoś tu z nas kpi. Czy naprawdę mamy wierzyć, że wprowadzenie idiotycznego zakazu na kilkadziesiąt godzin przed głosowaniem sprawi, iż elektorat w miażdżącej większości zagłębi się w poważnych rozważaniach nad wyborem, którego ma dokonać? Poza tym - dlaczego decyzja nie ma być podjęta pod wpływem impulsu? Czy taka decyzja wyborcza jest zakazana? Gorsza? Może w takim razie ograniczmy czynne prawo wyborcze do osób, które potrafią swój wybór uzasadnić w krótkim wypracowaniu? Inni z kolei fani tego prawnego absurdu twierdzą, że obywatelom należy się odpoczynek od kampanii.

Cóż, kto chce odpoczywać, niech odpoczywa. Niech wyłączy telewizor, tablet, komórkę i komputer i pogrąży się w medytacji o marności tego świata. Tylko dlaczego trzeba w tym celu terroryzować całą Polskę? Cisza wyborcza w obecnej postaci to już nawet nie anachronizm. To wołający o pomstę do nieba megahipersuperidiotyzm. A pilnowaniem przestrzegania tego przepisu zajmuje się instytucja, która nie ma nawet swojego rzecznika, zaś na stronie internetowej nie podaje adresu e-mail. Może go w ogóle nie ma, a jej członkowie mylą komputer z sokowirówką. Pytam zatem kolejny raz: jak długo jeszcze będziemy musieli się męczyć?

Wiadomości Se.pl na Facebooku