Łukasz Warzecha

i

Autor: Andrzej Lange

Łukasz Warzecha: PiS strzelił sobie w stopę i krwawi

2016-07-22 7:45

Kto obserwował uważnie media społecznościowe w ciągu ostatnich kilku dni, ten wie, że PiS po raz pierwszy od początku swoich rządów strzelił sobie poważnie w stopę, a krwotok trwa. Projekt ustawy o podwyżkach dla urzędników najwyższego szczebla oraz parlamentarzystów wzbudził wściekłość nie tylko, a może nawet w znacznie mniejszym stopniu wśród przeciwników PiS niż wśród jego wyborców. Nie jest to pierwszy nieprzemyślany krok rządzących, ale pierwszy, który wywołał oburzenie we własnym elektoracie.

To oburzenie sprawiło, że Prawo i Sprawiedliwość zaczęło się rakiem ze swego pomysłu wycofywać, a do tego pojawiła się opowieść, że Jarosław Kaczyński całego projektu nie znał i nie wiedział, że zawiera również podwyżki dla posłów i senatorów. To oczywiście jest możliwe - niejednokrotnie rozzuchwaleni działacze PiS próbowali ugrać swoje za plecami prezesa. Ale jest też całkiem możliwe, że mamy do czynienia z wypuszczoną przez partyjnych spin doktorów (o ile tacy w ogóle w PiS jeszcze są) bajką o dobrym carze i złych bojarach, która tym właśnie tylko jest - bajką. Wszystko po to, żeby co złe, nie przyczepiło się do Jarosława Kaczyńskiego. Szczególnie że podwyżki są w całkowitej sprzeczności z wojowniczą równościową retoryką PiS.

Tymczasem - abstrahując od kontekstu - nie są same w sobie złym pomysłem. Najważniejsi urzędnicy polskiego państwa zarabiają kompromitująco mało w porównaniu już nawet nie z, powiedzmy, menedżerami wyższego szczebla czy bankowcami, ale też wieloma samorządowcami. Tyle że wprowadzenie podwyżek powinno się wiązać z innymi działaniami - w tym znaczącym ograniczeniem przywilejów. Niech zarabiają wyraźnie więcej, w porządku, ale koniec z kasą tanich pożyczek dla posłów, z nielimitowanymi darmowymi przejazdami i krajowymi przelotami, koniec z używaniem przez ministrów służbowych aut przez cały boży dzień, także do prywatnych celów, koniec z niepilnowanymi funduszami reprezentacyjnymi. Niech zarabiają więcej i niech sami płacą za wiele rzeczy, za które dziś płacimy im my. Jednak, jak wiadomo, tego projekt PiS nie przewidywał.

Ciekawe, że znalazła się nie taka znowu mała grupa posłów partii rządzącej, którzy projekt podpisali, uznając najwyraźniej, że nie muszą się pilnować, że im się należy, że mogą sobie na to pozwolić, a ciemny lud to kupi. Tak się przecież męczą dla Polski. Tymczasem akurat oni - posłowie - najmniej na tę podwyżkę zasłużyli, bo w istocie nie są niczym więcej jak bezwolną maszynką do głosowania, przybijającą stempelek pod projektami powstającymi w gabinetach rządowych albo partyjnych. Za to mielibyśmy im płacić jeszcze większą kasę?!

ZOBACZ: Wielka czystka w Platformie