Pan senator napisał w przeddzień inauguracji nowego prezydenta USA (po angielsku napisał, więc tłumaczę): „Drogi Joe Bidenie i Kamalo Harris, jesteście naprawdę nadzieją ludzi kochających wolność na całym świecie! Oto wejście do siedziby marszałka województwa w Poznaniu, w zachodniej Polsce. Napis mówi: »Powodzenia, panie prezydencie Biden!«”. I zamieścił stosowną fotkę, ukazującą udekorowany urząd.
Zabrakło tylko tradycyjnego przypomnienia, że to ja pisałem, Jarząbek… Bosacki znaczy, senator drugiej, a może nawet i trzeciej klasy. Ale nawiązania do Barei mógłby pan prezydent Biden nie złapać. Nie żeby w ogóle dotarł do niego wiernopoddańczy tłit Bosackiego.
Opozycja oskarżała rządzących – całkiem słusznie – że kompletnie uzależnili się od prezydenta Trumpa. Duża część zwolenników PiS oraz polskiej prawicy miała do byłego lokatora Białego Domu stosunek mocno emocjonalny, jakby Trump był zbawcą zachodniego świata. Nie był, a rok wyborczy rozegrał w dodatku słabo, bo żeby przegrać z kimś takim jak Biden, to jednak trzeba się postarać.
Tyle że duża część opozycji również jest na kolanach, ale przed nowym prezydentem. Jest równie mało pragmatyczna i równie silnie emocjonalnie związana z Joe Bidenem jak zwolennicy władzy byli z poprzednikiem. Nie wiem doprawdy, dlaczego Radosław Sikorski nie upomniał swojego partyjnego kolegi, żeby przyhamował trochę z tą murzyńskością, bo robi z siebie błazna.
Jak się okazuje, są cechy które łączą ponad podziałami politycznymi i partyjnymi. Tak właśnie jest z żenującymi kompleksami, które kazały niektórym politykom obozu władzy i jego zwolennikom przeżywać porażkę Trumpa jakby chodziło o bitwę na polach Armagedonu, teraz zaś każą niektórym politykom opozycji i jej zwolennikom bić czołem przed Bidenem zanim jeszcze cokolwiek zdążył zrobić. Patrzeć tylko, aż ktoś wpadnie na pomysł, żeby dać mu pokojowego Nobla – na zachętę, tak jak Barackowi Obamie.