W niedzielę przypada złowroga rocznica: podpisanie paktu Ribbentrop-Mołotow. Kilka miesięcy temu rozmawiałem z analityczką zajmującą się Niemcami od lat i to nie za niemieckie pieniądze, co bardzo ważne. Bo wielu polskich tak zwanych badaczy bada Niemcy za niemieckie pieniądze właśnie, więc ich dociekania mają taką samą wartość, co recenzje produktów AGD sponsorowane przez ich producentów.
Spytałem wspomnianą analityczkę, czy Niemcy mają świadomość, że II wojnę światową rozpoczęli wspólnie z Rosjanami po podpisaniu z nimi paktu rozbiorowego w sprawie Polski. "Absolutnie nie" - brzmiała odpowiedź. Pakt Ribbentrop-Mołotow niemalże nie istnieje w powszechnej niemieckiej świadomości historycznej, choć oczywiście wiedzą o nim eksperci czy historycy. Jednak powszechna percepcja jest taka, że wojnę rozpoczęli "źli hitlerowcy", ofiarami tej godnej pożałowania sytuacji byli także "zwykli Niemcy", Rosjanie zaś zostali przez tychże złych hitlerowców później zaatakowani i wyrządzono im straszną krzywdę. Kilka lat temu redaktor naczelny "Suddeutsche Zeitung" napisał, że największymi ofiarami II wojny światowej - poza Żydami - byli Rosjanie i Niemcy. I taki sposób myślenia trwa nadal, choć może w niewielkim stopniu zmieniają go takie wydarzenia, jak znakomita wystawa Muzeum Powstania Warszawskiego w Berlinie. Niemieckie opowieści o "złych hitlerowcach", o Rosjanach jako największych ofiarach wojny i nadchodząca rocznica łączą się z dyskusją wokół działań nowego prezydenta. Andrzej Duda ośmielił się bowiem w kilku publicznych wypowiedziach już jako głowa państwa wspomnieć o tym, że NATO nie zapewnia Polsce należytego bezpieczeństwa oraz o tym, że na naszym terytorium powinny się znaleźć stałe bazy Sojuszu. Podczas nadchodzącego szczytu organizacji ma zaś zamiar spróbować przełamać niemiecki opór w tej sprawie. Natychmiast znaleźli się zwolennicy maksymy "tisze jedziesz, dalsze budziesz", którzy - jak Paweł Zalewski z PO - zaczęli upominać głowę państwa, żeby nie za ostro, nie za mocno, że (jak śpiewał Wojciech Młynarski) po co babcię denerwować, niech się babcia cieszy.
Otóż niemiecka babcia w swojej rusofilskiej sklerozie cały czas nie jest w stanie zrozumieć, jak naprawdę działa Rosja, rządy Putina zaś uznaje za jakiś irytujący wypadek przy pracy, a nie sytuację, wynikającą wprost z natury rosyjskiego systemu. Babcię nie tylko powinniśmy zdenerwować. Powinniśmy złapać ją za ramiona, mocno potrząsnąć, podkręcić jej aparat słuchowy do końca i wrzasnąć w ucho. Może wtedy oprzytomnieje i zobaczy, co się kroi. I to właśnie powinien zrobić Andrzej Duda, nie przejmując się postękiwaniami zwolenników płynięcia z głównym nurtem. Dla Polski głównym nurtem powinien być nasz interes, a nie zadowolenie Berlina.
Zobacz: Prof. Krzysztof Rybiński: Banki mają pieniądze i się obronią