covid

i

Autor: https://pixabay.com/pl

Ludzie będą umierać na COVID-19 w domach. Efekty epidemii poznamy za 2-3 tygodnie

2020-10-15 9:59

Szwankuje diagnostyka koronawirusa w Polsce, a bez sprawnego systemu testowania nie da się opanować epidemii. Krajowa Rada Diagnostów Laboratoryjnych alarmuje, że w związku z nasilającą się epidemią COVID-19 zaczyna brakować testów na koronawirusa. Dostawy, które trafiają na nasz rynek, nie są w stanie pokryć nawet połowy zapotrzebowania. Szefowie medycznych laboratoriów diagnostycznych, prowadzących testy w kierunku wykrycia wirusa SARS-CoV-2, zgłaszają problemy z dostępnością odczynników do zalecanych przez Światową Organizację Zdrowia testów wymazowych PCR, wykazujących największą czułość, a zatem najbardziej wiarygodnych.

To główna metoda stosowana w Polsce, która niestety zarezerwowana jest tylko i wyłącznie do badania pacjentów objawowych. W efekcie współczynnik reprodukcji wirusa w Polsce jest zaniżony. -  Mamy bardzo wysoki odsetek pozytywnych wyników testów, co oznacza, że bardzo dużo zakażeń pomijamy. Wychwytujemy tylko tych pacjentów, którzy są objawowi. Zresztą taka była do tej pory strategia testowania. Testuje się tylko osoby z bardzo wyraźnymi objawami, a słabiej objawowych nie wykrywa się w testach – mówi nam wirusolog prof. Krzysztof Pyrć z Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Zwiększenie wydajności polskiego systemu diagnostyki koronawirusa graniczy niemal z cudem. - Trzeba doposażyć działające laboratoria w dodatkowy sprzęt i odczynniki, zwiększyć liczbę laboratoriów COVID-19 i uruchomić 24-godzinny system pracy – ocenia Alina Niewiadomska, prezes Krajowej Rady Diagnostów Laboratoryjnych.

Brakuje łóżek respiratorowych

Przy obecnej dynamice rozwoju koronawirusa w Polsce wystarczy ich na zaledwie czternaście dni. Tak wynika z modelu matematycznego szacującego wydolność systemu. Analizę dotyczącą tego, ile mamy czasu do wyczerpania zasobów, przeprowadzili matematycy z Uniwersytetu Warszawskiego, którzy śledzą rozwój epidemii. Jak podaje "Dziennik Gazeta Prawna", obecnie Polska ma ponad 1000 respiratorów dla pacjentów z COVID-19, 467 jest zajętych.

Są znaczne różnice w poszczególnych województwach. W niektórych może dojść do załamania w służbie zdrowia szybciej, inne dysponują większymi rezerwami. Krytyczny punkt można oddalić, jeśli rząd udostępni kolejne respiratory, a ich maksymalna liczba to 11 tys. – podaje DGP. Dyrektorzy szpitali przekonują jednak, że problemem jest nie tylko sprzęt. Brakuje bowiem specjalistów do jego obsługi, przede wszystkim pielęgniarek o specjalności anestezjologicznej. Ministerstwo Zdrowia chce wprowadzić szkolenia dla personelu pielęgniarskiego. Dyrektorzy są jednak sceptyczni, gdyż edukacja może trwać wiele miesięcy, a pomoc w sytuacji rozwijającej się epidemii COVID-19 jest potrzebna już dziś.

Rząd zastanawia się również nad pakietem rozwiązań, które mają zachęcić lub zmusić lekarzy do pracy z chorymi na COVID-19 - informuje DGP. Rozważane są m.in. wyższe dodatki do pensji czy pomysły na weryfikację zwolnień chorobowych wystawianych lekarzom.

Prof. Krzysztof Pyrć uważa, że efekty epidemii poznamy za 2-3 tygodnie. – Jeśli zabraknie miejsc w szpitalach, a liczba ciężkich przypadków wzrośnie, będziemy umierać w domach – ostrzega wirusolog. TWO

Chory na koronawirusa nagrał film jak wygląda jego choroba. Dramatyczny apel