- Prędkość była bezpieczna, stosowna do miejsca - wyniosła ok. 50 km/h - zarzekał się szef MSWiA Mariusz Błaszczak (48 l.) jeszcze w lutym, a jako sprawcę wypadku wskazał biorącego udział w zdarzeniu kierowcę fiata - Sebastiana K. (20 l.). Wczoraj dziennik "Rzeczpospolita" ujawnił jednak, że limuzyna pani premier tuż przed kolizją mogła pędzić, mając na liczniku nawet 90 km/h, a w momencie, gdy kierowca szefowej rządu wciskał pedał hamulca, mogło być to 85 km/h! Taką prędkość wedle nieoficjalnych informacji miały wykazać rejestratory auta.
Przy okazji okazało się, że auto nie miało ubezpieczenia AC. - Nie mam wiedzy na ten temat. Prokuratura prowadzi postępowanie, prowadzi śledztwo w tej sprawie - mówił wczoraj na antenie radiowej Jedynki pytany o prędkość Błaszczak.
- Od początku uważałem, że to nie mogło być 50 km/h - mówi nam ekspert drogowy Janusz Popiel. - 85 km/h to bardzo duża prędkość, jeżeli chodzi o zetknięcie z tak twardą przeszkodą, jaką jest drzewo. Taka kolizja stwarza wielkie ryzyko dla życia podróżujących autem. Przy tej prędkości przeciążenia działające na różne części ciała przekraczają 20-krotnie przyspieszenie ziemskie. W bardzo krótkim czasie dochodzi do przemieszczenia głowy, jeśli pasażer jest przypięty pasami. Siły, jakie działają na ciało, są tak ogromne, że może dojść do śmierci, bez względu na samochód. Dużo zależy też od kąta uderzenia. Ryzyko przy takiej prędkości jest naprawdę olbrzymie - zaznacza Popiel.
Warte 2,5 mln audi A8, którym jechała premier, najprawdopodobniej trafi na złom. Tymczasem opozycja grzmi. - Kłamstwa, kuglarstwo! Temu mówimy nie. Składamy zawiadomienie do prokuratury związane z niezabezpieczeniem danych z komputerów pojazdowych - zapowiedział wczoraj poseł PO Krzysztof Brejza (34 l.).
Zobacz także: Kaczyński zabrał głos w sprawie Saryusz-Wolskiego- co powiedział?