Po siedmiu latach rządów premier zachowuje się tak, jakby dopiero co wygrał wybory, dokonał oceny stanu państwa i wstrząśnięty dowiedział się, że: ludzie umierają na raka, bo są kolejki i limity; dzieci noszą ciężkie tornistry; no i że w ogóle trzeba działać dla ludzi. Tylko jak tu mówić o "subtelnym balansie", gdy rząd łamie obietnicę za obietnicą. Ledwo obiecał, że nie przedłuży podwyższonej stawki VAT, a już ogłosił, że będzie ona obowiązywać przez kolejne trzy lata. Specjalnością rządu się działania doraźne. Robi to, co podpowiadają sondaże. Z tej przyczyny premier zaczynał jako zdeklarowany neoliberał i przekonany zwolennik wolnego rynku, do którego państwo się nie wtrąca, potem był socjaldemokratą, a teraz wyraźnie zerka w stronę socjalistów. To się nie może udać, ludzie są bardzo wyczuleni na fałsz i udawanie. Premier kastrował już pedofilów, walczył z dopalaczami, teraz będzie walczył z pijakami za kierownicą, z rakiem i ciężkimi tornistrami.
Zobacz: Leszek Miller: Jak wybierzesz, tak pożyjesz!
Gdy wszystko zawodzi, ucieka się do przekupstwa.
Przykład: SLD zaproponował dyskusję nad powrotem do 49 województw, bowiem rozwój przez metropolie powoduje, iż bogate regiony są jeszcze bogatsze, a biedne jeszcze biedniejsze. Opowiadamy się więc za rozwojem zrównoważonym, czyli za przywróceniem znaczenia byłym miastom wojewódzkim. Pomysł wzbudził życzliwą dyskusję, ale rząd natychmiast zwietrzył w nim zagrożenie własnej popularności. Nie minął miesiąc, a premier ogłosił, że byłe miasta wojewódzkie dostaną dodatkowe pieniądze z funduszy unijnych, bo lepsze pieniądze niż "fantasmagorie". Dostaną albo i nie, premier z obietnicami nie ma najmniejszego problemu.
Jak pokazuje najnowsze badanie, połowa mieszkańców miast liczących od 50 do 200 tys. mieszkańców, a więc tych, które w wyniku reformy rządu AWS-UW utraciły status miast wojewódzkich, chciałoby powrotu do poprzedniego znaczenia. Obywatele zachowują "subtelny balans" między obiecankami premiera a własnym rozsądkiem.