Jakich użyje argumentów i z kim podejmie się tego dzieła? - martwią się zwolennicy byłego "aniołka" Kaczyńskiego. Jak zohydzić i ośmieszyć tę inicjatywę? - zachodzą w głowę zwolennicy żelaznego prezesa.
Nie warto się męczyć. Wystarczy sięgnąć do annałów narodzin i rozpadów partii politycznych w III RP. Podsuwam katalog gotowych sformułowań z burzliwej historii SLD. Wystarczy zmienić tylko nazwę partii i nazwiska liderów, a reszta pasuje jak ulał.
Gotowce dla pani Kluzik-Rostkowskiej
I tak, gdyby Pani Joanna chciała łagodnie krytykować swoją byłą formację, polecam tekst Marka Borowskiego: "Partia powinna być organizmem żywym, pracującym i wyciągającym wnioski. Więź i przyjaźń pomiędzy jej uczestnikami powinna być oparta na wspólnej ideowości, na wspólnocie wartości, a nie na wspólnocie interesu. Łączenie wysokich funkcji partyjnych z administracyjnymi zniekształca wzajemne relacje i jest jedną z przyczyn marazmu partii. Inne to błędy organizacyjne i strukturalne. Podstawowe ciała statutowe stały się fasadowe i dekoracyjne". Gdyby niepartyjna już posłanka chciała wyrazić się mocniej, mogłaby odkryć wzorem Borowskiego, że PiS tak jak SLD został zbudowany "jako partia, dla której zdobycie władzy stało się celem, a nie środkiem do realizacji programu" i że "przestał być partią dla ludzi, partią kreatywną, stał się partią dla siebie".
>>> Wszystkie felietony Leszka Millera
Jeśli te sformułowania byłyby zbyt letnie, polecam teksty Tomasza Nałęcza. Obecny doradca prezydenta RP nie bawił się w niuanse. Patrząc na ulicę Rozbrat, walił prosto z mostu: "Trzeba tego aparatowego wampira dobić osinowym kołkiem, bo on rodzi nowe dzieci, kształtuje postawy kolejnych pokoleń, czego żywym przykładem jest Napieralski".
Rzecz jasna nazwisko szefa SLD należałoby zamienić na inne, ale niewątpliwie najlepiej pasowałby Ziobro. Nałęcz przestrzegał też, mając na myśli możliwe koalicje z SLD, żeby nie kłaść się do łóżka z chorym na AIDS, co ewentualna partia Kluzik-Rostkowskiej powinna wpisać sobie do sztambucha.
Prawdziwą skarbnicą słów twardych i pryncypialnych jest twórczość Jerzego Urbana.
Patrz też: Leszek Miller: Hazard i Rywin
Uchodzący za męża opatrznościowego i stratega lewicy naczelny znanego tygodnika pisał jakiś czas temu, że "Sojusz Lewicy Demokratycznej jest żywym trupem. Żelazny i papierowy elektorat lewicy pospołu zniesie go ze sceny w dniu wyborów do Sejmu. Dla dziejów III RP w początkach XXI stulecia będzie zaś obojętne, czy SLD zniknie całkowicie - tak jak poprzednio rządzące AWS i UW - czy też zachowa w parlamencie działkę przyzagrodową, taką, jaką uprawia teraz PSL". W tym jakże głębokim i przewidującym tekście wystarczy zamienić tylko nazwę partii, aby wpisać go do uzasadnienia powołania nowego ugrupowania prawicy. Gdyby wszakże nazwisko Urbana nadmiernie uwierało, można odwołać się do Kazimierza Kika. Ów uczony mąż występujący w mediach w roli profesora i wnikliwego analityka twierdził: "Jedyną szansą na odzyskanie wiarygodności przez polską lewicę jest odejście od sztandarów SLD. Musi dojść do upadku SLD, by nowe twarze, nowe nazwiska z róż-nych organizacji, stowarzyszeń, ugrupowań mogły stworzyć lewicę na nowo".
Pani Joanno, do dzieła!