Leszek Miller (66 l.), szef SLD

i

Autor: Piotr Kowalczyk

Leszek Miller: Okopy Św. Trójcy

2013-09-17 20:56

Dwa dni po warszawskich protestach związkowych byłem w zakładach papierniczych w Kwidzynie. Na początku lat 90. była to największa prywatyzacja w Polsce. Amerykanie zapłacili 120 milionów dolarów. Firma się rozwinęła, kwitnie, łącząc udanie nowoczesną produkcję z nowoczesnymi, partnerskimi stosunkami wewnątrz zakładu.

Niedaleko Kwidzyna, też w województwie pomorskim, znajduje się Polfa Starogard Gdański. Również sprywatyzowana, tyle, że polska. Podobnie jak w Kwidzynie i ten zakład nie jest wstrząsany wewnętrznymi konfliktami.

W obu przypadkach tajemnica tkwi w tym, że wszyscy się nawzajem szanują – pracownicy uczciwie wywiązują się ze swoich obowiązków wobec firmy, firma odwzajemnia im tym samym. Są przyzwoite płace, fundacje zapomogowe dla potrzebujących, różnego rodzaju wsparcie – od szkolnictwa zawodowego po sport… Czemu o tym piszę? - w jednej z gazet przeczytałem ostatnio błyskotliwą analizę niedawnych wydarzeń w stolicy – autor twierdzi, że związkowcy bronią fabryk i kopalń, czyli świata, który odchodzi, że ich protest wymierzony był w innowacyjność i postęp.

Zobacz: Jak Leszek Miller atakuje rząd

Otóż sprowadzanie ostatniej demonstracji do buntów przemysłowych w XVIII i XIX wieku, jest nieuczciwe, a nawet podłe. Mówić tak mogą tylko ci, dla których to, co powiedzą pani Bochniarz albo pan Mordasiewicz brzmi niczym biblia, zaś to, co mówi Duda z Guzem, to populizm grożący ruiną gospodarczą. W ogóle odnosiłem niemiłe wrażenie, że niektóre media wprost ze skóry wychodziły, żeby tylko pokazać związkowców w złym świetle. Dowiadywaliśmy się, że to cwaniaki, którzy obsiedli swoje zakłady, biorą firmowe pieniądze, kantują, a na dodatek mnożą się jak króliki.

Co bardzo śmieszne – najbardziej oburzone na oburzonych są te same środowiska, które 22lata temu domagały się prawa do tworzenia przez pracowników własnych, niezależnych i wolnych związków zawodowych. Nawet bohater tamtych lat dziś powiedział, że sercem jest przy protestujących, zaś rozumem przy Tusku, co w tłumaczeniu oznacza, że protestujący są głupi po prostu.

Ponad 800 tys. osób w Polsce zarabia jedynie tzw. pensję minimalną, czyli około 1186 zł na rękę (ok.285 euro). Zarobki ok. 70% pracujących w Polsce znajdują się poniżej kwoty tzw. średniego wynagrodzenia ustalanego przez GUS. Aż 56 proc. Polaków nie jest w stanie oszczędzać w ogóle, bowiem całe swoje zarobki przeznacza na bieżące potrzeby życiowe. Wg szacunków GUS blisko 2,5 mln Polaków żyje w skrajnej biedzie. Wg Eurostatu ponad 10 mln Polaków żyje na co dzień w warunkach wykluczenia społecznego, spowodowanych niskimi dochodami. Takie są fakty, towarzyszące zapewnieniom, że choć kryzys łomotał do naszych drzwi, to naszego progu nie przekroczył.

Zobacz: Leszek Miller: Co złego to nie my

Do Warszawy nie zjechali subtelni analitycy ekonomiczni udowadniający, że byczo jest. Przyjechali ci, których bieda, wykluczenie i bezrobocie dotykają na co dzień. Czują się nie tylko niesprawiedliwie wynagradzani, ale też lekceważeni jako obywatele, bo rząd urządza im życie bez nich. Co rząd zrobił w odpowiedzi? – obraził się. Siedzi w swych gabinetach i się dąsa - takie fajne życia, a im się nie podoba… Jako stary praktyk podpowiadam: warto pojechać do Kwidzyna, albo Starogardu. Nie ma pod ręką jakiegoś innego społeczeństwa, rząd musi się ułożyć, z tym, które jest… Albo nie będzie rządem.

Nasi Partnerzy polecają