Leszek Miller: Kiedy brakuje słów

2016-01-13 3:00

Dziś okaże się, czy Komisja Europejska podejmie decyzję o zastosowaniu wobec Polski tzw. mechanizmu kontroli praworządności. Za takim postępowaniem opowiedział się m.in. Günter Oettinger, wpływowy niemiecki komisarz znany z krytycznych wypowiedzi pod adresem obecnych władz. Jeszcze dalej posunął się szef klubu CDU/CSU w niemieckim Bundestagu Volker Kauder. Oświadczył, że kiedy UE stwierdza naruszenia wartości europejskich przez jakiś kraj członkowski, "musi mieć odwagę sięgnięcia po sankcje". Partyjny kolega Kaudera, szef grupy CDU/CSU w Parlamencie Europejskim Herbert Reul, wypalił prosto z mostu: "potrzebujemy sankcji gospodarczych, jeśli polityczne środki dialogu są nieskuteczne".

Leszek Miller

i

Autor: Andrzej Lange Leszek Miller

Cała trójka to politycy niemieckiej prawicy nakręcający spiralę krytyki wobec Polski. Ale jest też socjaldemokrata Martin Schulz, który oznajmił, że rządy PiS to "demokracja w stylu Władimira Putina". Dodał też, że polskie władze "putinizują" europejską politykę.

Komisja Europejska ma twardy orzech do zgryzienia. Rząd premier Szydło ma zły wizerunek i atmosfera wokół Polski jest niedobra. Zdziwiłbym się jednak, gdyby Bruksela rozpoczęła procedurę przeciw Polsce. Z unijnych korytarzy słychać, że Europa ma zbyt wiele poważnych problemów, jak kryzys imigracyjny, czy groźba wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej, żeby wszczynać otwarty konflikt z dużym państwem członkowskim. Poza tym panuje przekonanie, że na tym etapie zainteresowania Polską Komisja powinna zebrać więcej informacji na temat naszego kraju, konieczne jest prowadzenie debaty z polskim rządem.

Z nieoficjalnych źródeł słychać też, że szef Komisji Jean-Claude Juncker leje oliwę na wzburzone fale, upominając Oettingera za zbyt ostrą krytykę i uznając jego wypowiedzi za niestosowne. Wypowiedzi niemieckich polityków uruchomiły w Polsce falę komentarzy, w której pełno jest odniesień do tragicznych kart w naszej wspólnej historii. Konkluzją tych wynurzeń jest teza, że politycy za Odrą mają ograniczone prawo do krytyki obecnej sytuacji w Polsce, a najlepiej gdyby w ogóle milczeli. To zła ocena i niepotrzebna eskalacja napięcia.

Trzeba dbać o dobre stosunki z Niemcami i pamiętać nie tylko o złych kartach historii. Na przykład o 7 grudnia 1970 roku, kiedy kanclerz Willy Brandt i premier Józef Cyrankiewicz podpisali układ o normalizacji stosunków między RFN a PRL uznający polską granicę na Odrze i Nysie Łużyckiej i rozpoczynający pojednanie polsko-niemieckie, bez którego trudno sobie wyobrazić Zjednoczoną Europę. W tym samym dniu kanclerz Niemiec złożył wieniec i ukląkł przed Pomnikiem Bohaterów Getta. Gest ten uznaje się za jeden z najbardziej poruszających i najbardziej znanych wydarzeń w powojennej historii Europy i świata. Brandt niewiele mówił o tym, co skłoniło go do uklęknięcia w Warszawie. W swoich wspomnieniach napisał jedynie: "Nad otchłanią niemieckiej historii, pod ciężarem milionów zamordowanych, uczyniłem to, co robią ludzie, kiedy brakuje im słów".

Sprawdź: SZOK!!! Leszek Miller broni... PiS!

 


 

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki