Tym razem zirytował ją ten ostatni. Czarzasty - wedle dziennikarki "GW" - wraca do gry o media publiczne, aby zawłaszczyć je dla SLD. Potem przy ich pomocy chce poprawić notowania tej partii i zrobić Napieralskiego wicepremierem u Tuska. W dodatku strofuje Jana Dworaka, byłego obiektywnego i bezstronnego szefa TVP. Czarzasty ma czelność komentować wydarzenia w telewizji, mimo że jak z niesmakiem podkreśla pani Kublik, jego nazwisko - jak zresztą moje - figuruje w raporcie sejmowej komisji śledczej ds. afery Rywina w składzie tzw. Grupy Trzymającej Władzę.
>>> Wszystkie felietony Leszka Millera
Redaktor Kublik zwyczajnie kłamie. Komisja nic takiego nie stwierdziła. Przeciwnie, uznała, że Rywin nie został wysłany do Agory w imieniu jakiejkolwiek grupy lub osoby, instytucji lub partii politycznej oraz że nie istniał związek między jego korupcyjną propozycją a procesem legislacyjnym ustawy o radiofonii i telewizji. Sprawozdanie komisji odrzucające istnienie GTW i inne rewelacje panów Ziobry i Rokity wywołało furię części mediów i polityków. Także pani Kublik, która trzęsąc się z oburzenia, piętnowała posłów mających inne zdanie niż te ustalone w kręgach wrogich SLD. Histeryczna fala zniewalała co słabsze charaktery i ośmielała sejmowych chuliganów. W rezultacie Sejm w trybie nielegalnym, łamiąc ustawę o komisji śledczej, własny regulamin i opinie wielu wybitnych prawników, postanowił "poprawić" sprawozdanie komisji. Oprócz SLD i UP tylko posłowie PSL starali się zachować resztki przyzwoitości. Prawie połowa z nich odmówiła udziału w tym procederze.
Po 6 głosowaniach nazwanych przez samą Kublik "teleturniejem im. Lwa Rywina" wygrała wersja posła Ziobry, zdyskwalifikowana następnie po 4 latach śledztwa przez prokuraturę. Dyskwalifikacja sprawozdania Ziobry, które dalej mylnie, choć celowo zwane jest sejmowym raportem komisji śledczej, ugodziła boleśnie wszystkich, którzy z mitycznej grupy trzymającej władzę uczynili symbol patologii, znak Rywinlandii i zapotrzebowania na IV RP. Wszystkich, ale nie redaktor Kublik.
Woli ona głośno tupać, krzyczeć i bić rączkami w stół w nadziei, że w końcu dwa plus dwa będzie równało się pięć. Co zaś tyczy się pana Dworaka, to został on prezesem telewizji przy energicznym udziale "lewicowej" szefowej KRRiT Danuty Waniek. Umożliwiło to zdominowanie telewizji przez PO i PiS. Wielu dziennikarzy zostało zwolnionych tylko za to, że pracowali z Robertem Kwiatkowskim. Rozprawiono się z programami oglądanymi przez miliony widzów. Tak zniknął "Gość Jedynki", "Tygodnik Polityczny Jedynki", kabaret Olgi Lipińskiej.
Rzecznicy nowego ładu wyjaśnili, że ludzie o orientacji prawicowej lepiej robią telewizję, bo mają zakodowany pluralizm. "Wiarygodna" telewizja po Kwiatkowskim odegrała znamienną rolę w zwabieniu Polaków w zasadzkę IV RP. Dużo czasu upłynie, nim z tej pułapki się wydobędą.