Leszek Miller: Generał

2011-03-02 12:45

Kto jest uczciwy, nie ma się czego bać - mawiają zwykle funkcjonariusze specjalnych organów państwa o nieczystych intencjach. Tak też twierdził Mariusz Kamiński, były zadymiarz Ligi Republikańskiej i szef policji politycznej służącej zaspokajaniu obsesji Jarosława Kaczyńskiego.

Gwoli prawdy prezes PiS nie był w swoich odurzeniach odosobniony. Za utworzeniem Centralnego Biura Antykorupcyjnego głosowali w Sejmie wszyscy, z wyjątkiem SLD. Posłowie lewicy od samego początku uważali oddziały Kamińskiego za zbrojne ramię PiS, przejaw ograniczenia demokracji i dobitny przykład zamachu na prawa człowieka.

W Platformie Obywatelskiej nie było takich oporów. Tylko jeden poseł był przeciwny, a pięciu się wstrzymało od akceptacji sztandarowego pomysłu IV RP. Karpie posłusznie głosowały za przyspieszeniem świąt Bożego Narodzenia, mimo że ich dorodny przedstawiciel czuł mrowienie w płetwach.

- Jeśli pan sobie wyobraża, że zbierze się trzech polityków PiS, żeby decydować, komu w Polsce zrobić postępowanie karne, kogo o 5 rano aresztować albo czyją teczkę wyciągnąć, to zgody na to nie będzie - mówił swego czasu w proroczej wizji Jan Rokita do Kazimierza Marcinkiewicza.

>>> Wszystkie felietony Leszka Millera

W sierpniu 2007 roku kilku polityków PiS zdecydowało o zatrzymaniu prof. Jana Podgórskiego, generała brygady i szefa Wojskowego Szpitala Klinicznego. Kilka miesięcy wcześniej aresztowano innego lekarza - Mirosława Garlickiego. Skutego kajdankami kardiochirurga wyprowadzono ze szpitala, a Zbigniew Ziobro z uroczystą miną wypowiedział pamiętne słowa: "Już nikt nigdy przez tego pana życia pozbawiony nie będzie". Po trzech latach w wyniku orzeczenia sądu Ziobro został zmuszony do przeproszenia doktora Garlickiego.

W dniu zatrzymania prof. Podgórskiego Mariusz Kamiński zorganizował konferencję prasową pod hasłem "CBA nie próżnuje". Zapracowany legion przedstawił światowej sławy neurochirurga jako lekarza organizującego pomoc i dokumentację medyczną najgroźniejszym gangsterom w Polsce, w tym m.in. "Słowikowi". Media chętnie łykały "porażające" opowieści o skorumpowanej lekarskiej mafii na usługach bandytów, a wstrząśnięty minister obrony narodowej Aleksander Szczygło zwolnił generała ze służby wojskowej. Dla Podgórskiego zaczęło się piekło. Na sprawiedliwość wybitny specjalista czekał ponad trzy lata. Właśnie w tych dniach Sąd Najwyższy prawomocnie uniewinnił Jana Podgórskiego i jego współpracowników od wszystkich zarzutów. Wyszło na jaw, że funkcjonariusze CBA nakłaniali świadków do fałszywych zeznań. Gdy jeden z pacjentów zaprzeczał, że wręczył lekarzowi łapówkę, kumple Kamińskiego grozili mu, że sam będzie miał kłopoty z prawem. Akt oskarżenia sporządzono na podstawie pomówień i majaczeń kryminalisty, który w zamian za oczekiwane zeznania został wypuszczony z więzienia. Zaraz potem popełnił kolejne przestępstwa, za które ścigany jest listem gończym.

Wyrok sądu obnaża rozumienie i stosowanie prawa w IV RP. Jest też kolejną przestrogą przed recydywą władzy Kaczyńskiego i spółki. Ważnym ostrzeżeniem przed powrotem państwa opresyjnego i represyjnego. Państwa, w którym jego instytucje nie ścigają przestępców, ale ich fabrykują. Czynią ich z ludzi, którzy władzy z różnych powodów się nie podobają. Wszyscy chętni na rządzącą koalicję z PiS niech o tym ciągle pamiętają.