Ja na zaproszenie Polskiego Komitetu Olimpijskiego lecę! Gdy Państwo będą czytali ten felieton, będę już w drodze. Jadę pooddychać wielką imprezą i pokibicować naszym. Kto wie, może będę świadkiem zdobycia przez biało-czerwonych kolejnego medalu?
Lecę nie tylko dlatego, że Kamil Stoch zdobył złoty medal, choć szczerze mu gratuluję, ale dlatego, że uważam, iż nawoływania do bojkotu olimpiady są nie fair, bo to relikt zimnej wojny. Nie warto polityką przykrywać sportu, zwłaszcza olimpijskiego. Nie warto dawać dowodu, że ma się gdzieś wysiłek zawodników, bo ma on miejsce w niewłaściwym politycznie miejscu.
Niestety, część polityków i mediów tak właśnie sądzi i ma za złe, że olimpiada odbywa się w Rosji. A nawet jakby jej z tego powodu źle życzyła. Chyba z tego bierze się z kolei ten ciężko obrażający rozum ton mediów, które poza samymi zawodami skupione są wyłącznie na przeglądaniu toalet, szukaniu wiszących żarówek, wszystkiego, co dałoby się podciągnąć pod tezę, że olimpiada przerosła organizatorów. Zamartwiają się, że Rosjanie wydali na te igrzyska 50 miliardów dolarów, jakby to były ich miliardy.
Zobacz: Leszek Miller: Strachy na Lachy?
Panie i panowie reporterzy gotowi są nogi uchodzić, byle tylko znaleźć kogoś niezadowolonego - jakąś babcię albo jeszcze lepiej ekologa, który oskarża organizatorów o mordowanie przyrody. Jest jednak jeszcze jeden powód mojej podróży. Krwawe zamachy na dworcu w Wołgogradzie i w autobusie miejskim miały na celu zastraszenie olimpiady. To było swoiste ostrzeżenie: nie jedźcie do Soczi! Nie pierwszy raz terroryści rzucili wyzwanie światu, chcąc bombami wymusić uznanie ich chorych racji. Świat nie uległ temu szantażowi, podjął wyzwanie. Mimo że olimpiada w Londynie odbywała się w siedem lat po zamachu na londyńskie metro, to była chroniona w sposób wcześniej nieznany. Policja i wojsko na ulicach, snajperzy na dachach, rakiety przeciwlotnicze wokół. Nikogo to nie dziwiło. Nie powinno więc dziwić i teraz, w Soczi.
Jednak moim zdaniem Soczi potrzebuje czegoś więcej niż tylko wstrzemięźliwości w krytykowaniu przyjętych środków bezpieczeństwa. Potrzebuje wyrazów solidarności, poczucia, że świat jest z nimi. Każdy więc prezydent, premier czy kanclerz powinien zdawać sobie sprawę, że jeśli dla jakiejś politycznej demonstracji w Soczi się nie pojawił, to chcąc nie chcąc, dał terrorystom powody do zadowolenia.
Bezpieczeństwo olimpiady jest dla Rosjan absolutnym priorytetem. Pomagają im w tym służby specjalne z wielu krajów, między innymi właśnie z Anglii. Z Rosjanami współpracuje też na miejscu kilkudziesięciu agentów z USA, bo przecież Amerykanie sami przekonali się w Bostonie, do czego zdolni są islamiści z Kaukazu. Uważam, że Rosjanom nie "gestu Kozakiewicza" trzeba w tym momencie, ale gestu solidarności.
Polscy specjaliści od solidarności wszystkie swoje gesty zarezerwowali jednak dla pana Tiahnyboka, znanego miłośnika przyłączenia do Ukrainy Przemyśla i okolic. Nie chcieli stanąć w cieniu flagi olimpijskiej, woleli stać w cieniu flagi banderowskiej. No cóż - co kto lubi.